Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Misja "Mars One". Łódzkie Square Film Studio kręci film o Kazimierzu Błaszczaku z Wieruszowa
 
"Pierwszy Polak na Marsie" - to tytuł filmu dokumentalnego o emerycie z Wieruszowa Kazimierzu Błaszczaku, który trafi na ekrany w tym roku.
 
Obraz w reżyserii Agnieszki Elbanowskiej opowie widzom o pasjach, marzeniach i działalności społecznej wieruszowianina, który wraz z tysiącami ludzi z całego świata postanowił walczyć o udział w misji "Mars One". Pan Kazimierz z Wieruszowa chce lecieć na Marsa. Jest w następnym etapie selekcji Kolejne zdjęcia do filmu, którego producentem jest łódzkie Square Film Studio, filmowcy kręcili podczas otwarcia radioteleskopu w Cieszęcinie koło Wieruszowa. Docelowo ma tam powstać astrobaza. Gigantyczna antena stanęła na terenie dawnej szkoły podstawowej z inicjatywy Kazimierza Błaszczaka. Radioteleskop powstaje pod Wieruszowem. Zacznie działać w maju 2015 r. Misja Mars One. Mieszkaniec Wieruszowa chce sprowadzić do Polski organizatora misji na Marsa Dokument o Błaszczaku będzie trwał około 50 minut. Dla wieruszowskiej publiczności mają zostać zorganizowane specjalne pokazy. 
 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świętokrzyskie/ Do konkursu łazików zakwalifikowały się 34 zespoły

34 zespoły ze wszystkich kontynentów zakwalifikowały się do drugiej edycji konkursu łazików marsjańskich European Rover Challenge, który odbędzie się w Podzamczu koło Chęcin we wrześniu. Będą reprezentowały 12 krajów świata.

Konkurs konstruktorów European Rover Challenge (ERC) po raz pierwszy został zorganizowany rok temu w Podzamczu (Świętokrzyskie).

 

W zamyśle organizatorów miał być ?europejską? wersją odbywającej się w Stanach Zjednoczonych (Utah) znanej już w świecie nauki imprezy University Rover Challenge. Jak się okazało zainteresowanie drugą edycją odbywających się w Polsce zawodów dorównuje temu, jakie towarzyszy amerykańskiemu turniejowi.

 

?Drużyny przesłały dokumentacje na bardzo wysokim poziomie, widać ogromne zaangażowanie grup? ? powiedział Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej. Na ich podstawie jurorzy zakwalifikowali do turnieju 34 zespoły tworzone przez około 300 konstruktorów. Zostały one wybrane z około 40 zgłoszeń.

 

?Kolejny etap nie do końca zależy już od nas. O tym, czy ktoś wystartuje czy nie będzie zależało tylko od tego czy uda się zbudować pojazd i czy dostaną wizę? ? powiedział Wilczyński.

 

Wiele wskazuje na to, że podczas tegorocznego ERC w Podzamczu swoją reprezentacje będzie miał każdy kontynent, oczywiście za wyjątkiem Antarktydy. Na pełnej liście zakwalifikowanych zespołów znajdują się załogi z Australii, Bangladeszu, Kanady, Kolumbii, Egiptu, Indii, Włoch, Holandii, Polski, Hiszpanii, Turcji oraz Stanów Zjednoczonych.

 

?Na tegorocznym ERC wystartują także drużyny, które nigdy nie brały w amerykańskim URC, udało nam się przekonać wiele ośrodków, więc jest to duży plus bo zobaczymy, jakie łaziki buduje tzw. Stara Europa? ? powiedział Wilczyński.

 

Zawody ERC odbędą się 5 i 6 września 2015 roku na terenie Regionalnego Centrum Naukowo-Technologicznego w Podzamczu w gminie Chęciny. Zadaniem zespołów jest skonstruowanie robota, który będzie rywalizował w symulowanych zadaniach marsjańskich - m.in. nawigacyjnych, geologicznych oraz terenowych. Jak informują organizatorzy, zawodom towarzyszyć będzie Piknik Naukowo-Technologiczny, podczas którego firmy oraz instytucje zaprezentują najnowsze osiągnięcia w dziedzinie nauki i techniki.

 

ERC zostanie poprzedzone (3-4 września) biznesową konferencją ?Space Days Poland 2014?, której celem jest łączenie interesów sektora kosmicznego z firmami i instytucjami z różnych branż. Wydarzeniom patronuje Ministerstwo Gospodarki, a jednym z partnerów jest Europejska Agencja Kosmiczna.

 

Space Days Poland 2015 to nowe wydarzenie, organizowane przez województwo świętokrzyskie i Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości; nawiązuje ono do odbywających się przed laty Dni Technik Satelitarnych oraz spotkań branży kosmicznej organizowanych przez PARP.

 

W pierwszej edycji ERC w 2014 roku udział wzięło 10 drużyn z czterech kontynentów. Rywalizacji przyglądali się m.in. b. szef NASA?s Ames Research Center. , prof. Scott Hubbard czy Robert Zubrin, założyciel The Mars Society. W tym roku wśród jurorów ERC znajdzie się m.in. szef Działu Robotyki Europejskiej Agencji Kosmicznej.

 

Jak wielokrotnie przypominali uczestnicy ERC, konkursowe łaziki od rzeczywistych automatycznych próbników pracujących na Marsie, różni przede wszystkim budżet i zastosowane materiały. Te konkursowe na czerwoną planetę nigdy nie polecą, ale muszą wykonywać zdalne zadania bardzo wiernie oddające te, jakie wykonują prawdziwe mobilne próbniki badające czwartą planetę od słońca.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

mjk/ par/

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405292,swietokrzyskie--do-konkursu-lazikow-zakwalifikowaly-sie-34-zespoly.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwóm planetoidom nadano polskie nazwy

Instytut Minor Planet Center w swoim biuletynie zamieścił aktualizacje orbit wielu planetoid i komet, a także nowe nazwy tych obiektów. Znajdziemy wśród nich dwie nazwy związane z Polską.

Pierwszą jest planetoida (90698) Kościuszko, wcześniej znana jako 1984 EA. Obiekt został odkryty w 1984 roku przez amerykańskiego astronoma Edwarda Bowella. Należy do głównego pasa planetoid, jednego obiegu dookoła Słońca dokonuje w ciągu około 3,7 roku, a średnia odległość wynosi 1,77 jednostki astronomicznej (czyli 1,77 razy dalej niż dystans Ziemia?Słońce). Planetoidę nazwano na cześć Tadeusza Kościuszki, ważnej postaci w historii Polski, a także Stanów Zjednoczonych.

 

Nazwa drugiej z planetoid dotyczy polskiej miejscowości oraz dodatkowo została odkryta przez Polaka. Planetoidę (420779) Świdwin odkrył 11 kwietnia 2013 roku Rafał Reszelewski, pochodzący ze Świdwina, miasta liczącego kilkanaście tysięcy mieszkańców, znajdującego się w województwie zachodniopomorskim. Dokonał tego w ramach projektu TOTAS zajmującego się właśnie poszukiwaniem planetoid. Ten obiekt obiega Słońce w ciągu 4,2 roku, a jego średnia odległość od Słońca wynosi 2,08 jednostki astronomicznej. Przypuszczalnie ma rozmiary przekraczające 1,5 km średnicy.

 

Nowo odkryte planetoidy otrzymują tymczasowe oznaczenie składające się z roku odkrycia i liter. Po potwierdzeniu orbity planetoidy, otrzymuje ona numer, a później może także otrzymać nazwę. Prawo zaproponowania nazwy należy do odkrywcy. Nazwa musi zostać zaakceptowana przez odpowiednią komisję Międzynarodowej Unii Astronomicznej (IAU) i gdy to nastąpi, zaczyna obowiązywać jako uznawane oficjalnie oznaczenie obiektu.

 

Na niebie znajduje się już sporo planetoid z nazwami związanymi z Polską, oto nazwy niektórych z nich: (1322) Coppernicus, (3784) Chopin, (3836) Lem, (5703) Hevelius, (5889) Mickiewicz, (7000) Curie, (21059) Penderecki, (1112) Polonia, (1263) Varsavia, (1352) Wawel, (1572) Posnania, (12999) Toruń, (16689) Vistula, (19981), Bialystock, (46977) Kraków.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

cza/ krf/

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405307,dwom-planetoidom-nadano-polskie-nazwy.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już pół wieku ludzie spacerują w kosmosie

 

Karol Kopańko

W czasie zimnej wojny kosmos był areną walki dwóch światowych supermocarstw. USA i ZSRR ścigały się w wysyłaniu w kosmos ludzi i umożliwianiu im spacerów w przestrzeni setki kilometrów nad Ziemią. W obu tych przypadkach górą byli nasi sąsiedzi. W tym roku mija już 50 lat, odkąd pierwszy człowiek wyszedł na spacer w kosmosie.

 

Kiedy na Ziemi świętowaliśmy Dzień Dziecka, nad Międzynarodową Stacją Kosmiczną trwała ciężka praca. Dwaj amerykańscy astronauci Barry Wilmore i Terry Virts instalowali zestawy antenowe i kładli kable do transmisji danych. To był ich trzeci spacer w przestrzeni kosmicznej, który trwał prawie 6 godzin. Z wnętrza stacji pracami Amerykanów zarządzała czwórka innych astronautów - trzech Rosjan i Włoszka, którzy na orbitę dostali się rosyjskimi Sojuzami, jedynymi w tym momencie statkami wynoszącymi ludzi na Stację.

 

Spacery kosmiczne (z angielskiego EVA - extravehicular activity), bo tak nazywa się wyjście ze statku w skafandrze, mają już jednak długą historię, a trzeciego czerwca minęło pół wieku, odkąd Edward Higgins White stał się pierwszym Amerykaninem w przestrzeni kosmicznej. Właściwa palma pierwszeństwa należy się jednak radzieckiemu kosmonaucie Aleksiejowi Leonowowi, który na 12 minut i 9 sekund wyszedł w przestrzeń kosmiczną 18 marca 1965 roku, mając 30 lat. Leonow żyje do dziś, natomiast White zginął półtora roku po swoim spacerze podczas pożaru kabiny Apollo 1, statku przeznaczonego na podbój Księżyca.

 

Za spacer kosmiczny uważa się także spacer po powierzchni Księżyca, a tu pustynne szlaki jako pierwsza przecierała para Amerykanów Neil Armstrong i Edwin "Buzz" Aldrin podczas lądowania w 1969. W sumie spędzili oni na Księżycu 2 godziny i 36 minut. Drugi z astronautów był również jednym z pionierów spacerów kosmicznych, gdyż stosował w nim techniki zapożyczone z nurkowania.

 

Nawet Aldrin podczas spacerów w przestrzeni kosmicznej był jednak przywiązany do statku linkami i później za ich pomocą wciągany do środka. Linek pozbyto się dopiero w 1984 roku, kiedy podczas czwartego lotu promu Challenger Bruce McCandless używał tzw. załogowej jednostki manewrowej (MMU), aby dokonać napraw. Pięć miesięcy później, w lipcu, radzieccy astronauci jako pierwsi dokonali poważniejszych prac w czasie przebywania w przestrzeni kosmicznej, m.in. spawania i lutowania stacji Salut 7. Co ciekawe, kilka tygodni po zakończeniu napraw cała załoga doznała grupowej halucynacji. Wydawało im się, że otacza ich pomarańczowa chmura. Zaburzenia te zostały zrzucone na karb długiego, bo półrocznego pobytu w kosmosie, przy niedotlenieniu mózgu.

 

Obecnie astronauci przebywają w przestrzeni kosmicznej długie godziny (najdłuższy spacer miał miejsce 14 lat temu i trwał prawie 9 godzin), ale wciąż grożą im te same niebezpieczeństwa - głównie kosmiczny złom. Szacuje się, że wokół Ziemi krąży ok. 300 tys. odpadków różnej wielkości - od śrubek, przez rakiety, a nawet kawałki nieczynnych już satelitów. Na wysokości 300 km nad Ziemią osiągają one szybkość 7,7 km/s. Dla porównania: kiedy kula opuszcza lufę pistoletu czy rewolweru to jej prędkość zawiera się w granicach 200-400 m/s, w przypadku karabinów kula osiąga prędkość 800-1000 m/s, a dla armat przeciwpancernych jest to nawet 1800 m/s.

 

Nawet mała drobinka na orbicie obdarzona jest więc gigantyczną energią kinetyczną, która jest połową iloczynu masy i kwadratu prędkości. Odprysk farby może mieć więc energię kinetyczną podobną do energii kuli wystrzelonej z karabinu. Ilość złomu w kosmosie rośnie zaś lawinowo, bo kiedy jeden ze śmieci trafia np. w satelitę i uszkodzi ją, to powoduje to powstanie wielu odłamków. Rozwiązaniem tego problemu mogą być lasery, nad którymi pracują naukowcy z Narodowego Uniwersytetu w Australii. Wiązka lasera skierowana odpowiednio precyzyjnie może bowiem kompletnie spalić dany obiekt.

 

Zobacz też: Misja IXV. Pierwszy europejski statek kosmiczny, który powrócił z kosmosu

 

http://wyborcza.pl/1,75400,18072422,To_juz_pol_wieku_ludzie_spaceruja_w_kosmosie.html

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ESA: podróże kosmiczne będą z pewnością możliwe

Pewnego dnia podróże kosmiczne będą z pewnością możliwe, już były płatne przeloty do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej - powiedzieli PAP szefowie Europejskiej Agencji Kosmicznej. Pytanie, na ile będą one dostępne w przyszłości, bo teraz to atrakcja dla wyjątkowo bogatych - dodali.

Jean-Jacques Dordain, ustępujący po 12 latach szef ESA, i Johann-Dietrich Woerner, od 1 lipca br.nowy dyrektor, sądzą też, że Polska ma duży potencjał, by uczestniczyć w europejskim rynku kosmicznym i już ma pewne osiągnięcia.

 

"Znajdujemy w Polsce naukowców i zdolności przemysłowe, których nie znajdujemy gdzie indziej, w innych państwach członkowskich (ESA)" - powiedział w rozmowie z PAP Dordain. "Polski przemysł zdobył kontrakty w konkursach z przemysłem ze wszystkich krajów członkowskich (...), więc to nie jest tylko kwestia pieniędzy, ale zasobów w przemyśle i na uniwersytetach" - dodał. Zauważył, że Polska brała udział w misjach MarsExpress i Rosetta. "Polska nauka, a nawet polskie technologie, wylądowały na komecie" - powiedział Dordain.

 

Lądownik Philae został usadowiona na powierzchni komety 67P/Churyumov-Gerasimenko 12 listopada 2014 roku. Lądownik został wysłany z sondy Rosetta, najbardziej ambitnego projektu ESA. Było to pierwsze w historii lądowanie na powierzchni komety. Wraz z lądownikiem Philae, na powierzchni komety, znalazł się przyrząd Mupus skonstruowany przez naukowców z Centrum Badań Kosmicznych PAN.

 

Woerner podkreślił w rozmowie z PAP, że Polska może skorzystać z wielu instrumentów oferowanych przez ESA, włącznie z programami szkoleniowymi. Nowy szef ESA uważa, że Polska ma duży potencjał i nawet przemysł motoryzacyjny może mieć silne powiązania z przestrzenią kosmiczną. "Nie widzę żadnych ograniczeń, Polska rozwija obszary, które doskonale pasują do ogólnej agendy europejskiej i to jest coś, co musimy przedyskutować w bliskiej przyszłości" - zapowiedział.

 

W jego opinii są dwa sposoby, by zmotywować Polskę do większego udziału finansowego w ESA. "Prostszy sposób to zwrócić się do polityków, i oczywiście to zawsze robimy. Drugi sposób, który stanowi większe wyzwanie, to zwrócenie się do zainteresowanych, czyli do podatników. Jestem mocno przekonany, że jeśli podatnik naprawdę popiera kosmos, wtedy politycy za nim podążą, a w międzyczasie uświadomi to sobie przemysł" - powiedział Woerner.

 

ESA jest finansowana ze składek państw członkowskich i z kasy UE. Roczny budżet Agencji to 3 mld euro z państw członkowskich i 1 mld euro z UE. Francja i Niemcy finansują około 50 proc. budżetu ESA. Polska przeznacza 30 mln euro rocznie, co stanowi 1 proc. składek członków, podczas gdy jej potencjał pod względem PKB to 3 proc. Woerner zapewnia jednak, że Polska jest pełnoprawnym członkiem ESA, a nie "młodszym partnerem". "Tylko z punktu widzenia składki, ale nie pod względem wpływu, czy procesu decyzyjnego" - zaznaczył.

 

Zdaniem Dordaina, osiągnięciem ESA w ostatnich latach jest fakt, że przestrzeń kosmiczna i ESA zyskały wymiar gospodarczy. "15 lat temu ESA to była nauka, usługi i technologia, ale dziś to postać na scenie gospodarczej. Oznacza to, że wszyscy zdali sobie sprawę, że przestrzeń kosmiczna nie jest już kosztem, ale inwestycją w gospodarkę, wzrost i miejsca pracy" - wskazał. Dodał, że ESA jest teraz w "pierwszej lidze" wśród potęg kosmicznych. Wymienił programy takie jak Huygens (lądowanie na Tytanie), Planck (badanie rozwoju kosmosu po Wielkim Wybuchu), Rosetta (ekspedycja na kometę), rozwój wyrzutni satelit i udział ESA w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).

 

Dordain odniósł się też do programu budowy europejskiego systemu nawigacji satelitarnej Galileo. Podkreślił, że tempo jego rozwoju jest szybsze niż amerykańskiego GPS, choć GPS został zapoczątkowany wcześniej. Poinformował, że zostało wystrzelonych już osiem satelitów (z 27 aktywnych, które mają stworzyć konstelację), a usługi mają rozpocząć się w przyszłym roku. Przyznał, że program jest opóźniony ze względu na poślizg w budowie partnerstwa publiczno-prywatnego na rzecz Galileo, czas potrzebny na uzgodnienia z USA, by uczynić Galileo kompatybilnym z GPS, oraz ze względu na problemy techniczne z satelitami. Podkreślił, że Galileo jest dokładniejszy niż obecnie GPS.

 

Woerner zaznaczył z kolei, że między Galileo i GPS odbywa się zarówno konkurencja, jak i współpraca. "Galileo już pozytywnie zmienił GPS. Był on kontrolowany w 100 procentach przez wojsko, teraz zredukowali tę kontrolę, bo Galileo był kontrolowany przez cywilów, więc to już się polepsza z korzyścią dla obywateli" - zauważył.

 

Powiedział też, że priorytetami ESA na najbliższe lata będzie finalizowanie bądź kontynuowanie istniejących programów tj. Galileo i Copernicus (program obserwacji Ziemi), ExoMars (badanie środowiska Marsa), Ariane 6 (budowa nowej rakiety) i ISS. "Zapytałem kraje członkowskie o priorytety, więc pierwszym jest ustanowienie europejskiej agendy kosmicznej. Drugim są duże projekty, co oznacza, że kraje chciałyby używać ESA jako instrumentu do realizacji bardzo dużych projektów, których nie mogą przeprowadzić same" - zaznaczył Woerner. Jednym z priorytetów wymienionych przez członków ESA był również rozwój przemysłu kosmicznego. ESA dyskutuje też z nimi na temat przyszłości po ISS (po 2024 r.), która bada mikrograwitację i angażuje się w globalną współpracę.

 

"Nawet podczas kryzysu ukraińskiego, wysłaliśmy na stację astronautów i kosmonautów w jednej małej kapsule, więc ISS jest dowodem na międzynarodową współpracę nawet w czasie kryzysu" - powiedział Woerner. "W fazie po ISS powinniśmy mieć działania skierowane na niską orbitę jak również przedsięwzięcia międzynarodowe. Może to być w jednym programie albo w dwóch: badań nad mikrograwitacją i wspólnych globalnych projektów badawczych, i moim zdaniem, księżyc jest do tego wyjątkowym miejscem" - dodał. Wskazał, że nastąpiła ostatnio zmiana paradygmatu w kosmicznych badaniach i przemyśle: 50 lat temu chodziło o wyścig kosmiczny napędzany próżnością mocarstw, a teraz jest duże zainteresowane komercyjne kosmosem.

 

Julita Żylińska (PAP)

 

jzi/ drag/

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405293,esa-podroze-kosmiczne-beda-z-pewnoscia-mozliwe.html

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Globalna powódź może nadejść z otchłani kosmosu

Gdyby w Księżyc uderzyła pokryta lodem planetoida, to jej szczątki opadające do ziemskiej atmosfery, spowodowałyby ciągłe opady deszczu, trwające nawet kilkaset lat. Dla nas oznaczałoby to globalną powódź i koniec znanego nam świata.

Życie na Ziemi może wyginąć na dziesiątki różnych sposobów. Sama ludzkość ma wpływ na tylko kilka z nich. Jedną z takich możliwości jest oczywiście wojna jądrowa, która mogłaby doprowadzić do skażenia i zaciemnienia atmosfery, i w efekcie wymazania istot żywych z powierzchni ziemi.

Jednak o tyle o ile możemy temu zapobiec, są żywioły z którymi walczyć nie możemy. Jednym z nich jest planetoida lub kometa, która prędzej czy później uderzy, jeśli nie w Ziemię, to w Księżyc.

Namiastkę takiej kosmicznej kolizji mieliśmy latem 2013 roku. Nieduży obiekt uderzył w naszego naturalnego satelitę z takim impetem, że stworzył nowy krater. Gdyby obiekt był wielokrotnie większy, mógłby odłamać część Księżyca.

Jednak nawet mniejsze planetoidy są w stanie doprowadzić do kataklizmu, z którego człowiek nie potrafiłby wyjść obronną ręką. Kolizja takiego obiektu, o średnicy 1,5 tysiąca kilometrów, z Księżycem, spowodowałaby jego rozpad na miliony, a nawet miliardy drobnych bryłek lodowych, które utworzyłyby wokół ziemskiej orbity dysk akrecyjny, podobny do tego, który oplata Saturna.

Siła grawitacji ściągałaby materię coraz bliżej Ziemi, aż wreszcie zaczęłaby ona wchodzić w atmosferę. Tam lodowe bryły ulegałyby roztopieniu i w formie nieustającego, niezwykle obfitego deszczu lub śniegu, spadałyby na powierzchnię ziemi przez setki lat.

W ciągu pierwszych 12 miesięcy od rozpoczęcia się opadów deszczu, poziom światowych oceanów podniósłby się o 20 metrów. Pierwszą stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Amsterdam, z resztą podobnie jak większa część terytorium Holandii. Później woda wdarłaby się do Kopenhagi i Londynu.

Na świecie zniknęłoby państwo-miasto Singapur oraz rajskie Malediwy. W toni oceanu pogrążyłoby się również Tokio, najgęściej zaludniony obszar metropolitalny naszej planety, zamieszkiwany przez 37 milionów ludzi (tyle ludzi mieszka w całej Polsce).

W naszym kraju ocean pochłaniałby miasta od północy w kierunku południowym. Najpierw, w ciągu zaledwie roku, we wszechoceanie zniknęłyby Szczecin i Trójmiasto, potem w ciągu 4 lat Bydgoszcz, Toruń i Poznań, jeszcze później, po 5 latach, Warszawa, następnie w szóstym roku Wrocław, a po 12 latach Katowice i Kraków.

Polacy zmuszeni byliby uciekać w góry, a im wyżej, tym lepiej. Dopiero po 43 latach na Równi Krupowej w Zakopanem można byłoby utworzyć nadmorską plażę, po równo 100 latach pod wodą zniknąłby szczyt Kasprowego Wierchu, a po 125 latach Rysy, najwyższy punkt Polski.

Ostatnią dużą europejską stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Madryt. Miasto jest położone na wysokości 667 metrów nad poziomem morza. To zapewne byłaby jedna z ostatnich ostoi Europejczyków po 33 latach od rozpoczęcia się kosmicznej ulewy.

Jeszcze wyżej znajduje się niewielkie państewko Andora, położone na stokach Pirenejów, na granicy Hiszpanii i Francji. Stolica tego państwa sięga wysokości 1023 metrów i ostawałaby się oceanowi przez 50 lat.

W tym samym czasie zniknęłyby czubki najwyższych drapaczy chmur. Po 112 latach potop sięgnąłby Mexico City, jednego z najgęściej zaludnionych miast na świecie.

Tymczasem ostatnim dużym miastem na świecie, które zostałoby ostatecznie zatopione po 182 latach, byłoby La Paz, stolica Boliwii w Ameryce Południowej. Miasto położone jest na wysokości aż 3640 metrów.

Po 250 latach poziom światowych mórz byłby wyższy od bieżącego o 5 kilometrów. To właśnie wtedy woda wdarłaby się do obecnie najwyżej położonego miasta na naszej planecie. Jest nim La Rinconada, położona w Peru w Ameryce Południowej, na wysokości 5 tysięcy metrów.

Na samym końcu w ziemską atmosferę zaczęłyby wchodzić coraz to większe lodowe bryły, a poziom wody podnosiłby się jeszcze szybciej. W ciągu 320 lat wszechocean zakryłby szczyt Mount Everestu, najwyższej góry świata, tym samym zabierając nam ostatni suchy ląd.

Krajobrazy naszej planety wyglądałyby iście nieziemsko. Wszystkie lądy znalazłyby się pod wodami wszechoceanu. Ludzkość mogłaby przetrwać tylko wówczas, gdyby zbudowała wodne miasta, od tak prostych, jak to widzieliśmy w filmie "Wodny świat" z Kevinem Costnerem, aż po najbardziej nowoczesne, niczym połączenie Star Treka z legendarną Atlantydą.

Źródło:  Twoja Pogoda,

 

http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/114940,globalna-powodz-moze-nadejsc-z-otchlani-kosmosu

 

post-31-0-25396700-1433753221.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Globalna powódź może nadejść z otchłani kosmosu

Gdyby w Księżyc uderzyła pokryta lodem planetoida, to jej szczątki opadające do ziemskiej atmosfery, spowodowałyby ciągłe opady deszczu, trwające nawet kilkaset lat. Dla nas oznaczałoby to globalną powódź i koniec znanego nam świata.

Życie na Ziemi może wyginąć na dziesiątki różnych sposobów. Sama ludzkość ma wpływ na tylko kilka z nich. Jedną z takich możliwości jest oczywiście wojna jądrowa, która mogłaby doprowadzić do skażenia i zaciemnienia atmosfery, i w efekcie wymazania istot żywych z powierzchni ziemi.

Jednak o tyle o ile możemy temu zapobiec, są żywioły z którymi walczyć nie możemy. Jednym z nich jest planetoida lub kometa, która prędzej czy później uderzy, jeśli nie w Ziemię, to w Księżyc.

Namiastkę takiej kosmicznej kolizji mieliśmy latem 2013 roku. Nieduży obiekt uderzył w naszego naturalnego satelitę z takim impetem, że stworzył nowy krater. Gdyby obiekt był wielokrotnie większy, mógłby odłamać część Księżyca.

Jednak nawet mniejsze planetoidy są w stanie doprowadzić do kataklizmu, z którego człowiek nie potrafiłby wyjść obronną ręką. Kolizja takiego obiektu, o średnicy 1,5 tysiąca kilometrów, z Księżycem, spowodowałaby jego rozpad na miliony, a nawet miliardy drobnych bryłek lodowych, które utworzyłyby wokół ziemskiej orbity dysk akrecyjny, podobny do tego, który oplata Saturna.

Siła grawitacji ściągałaby materię coraz bliżej Ziemi, aż wreszcie zaczęłaby ona wchodzić w atmosferę. Tam lodowe bryły ulegałyby roztopieniu i w formie nieustającego, niezwykle obfitego deszczu lub śniegu, spadałyby na powierzchnię ziemi przez setki lat.

W ciągu pierwszych 12 miesięcy od rozpoczęcia się opadów deszczu, poziom światowych oceanów podniósłby się o 20 metrów. Pierwszą stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Amsterdam, z resztą podobnie jak większa część terytorium Holandii. Później woda wdarłaby się do Kopenhagi i Londynu.

Na świecie zniknęłoby państwo-miasto Singapur oraz rajskie Malediwy. W toni oceanu pogrążyłoby się również Tokio, najgęściej zaludniony obszar metropolitalny naszej planety, zamieszkiwany przez 37 milionów ludzi (tyle ludzi mieszka w całej Polsce).

W naszym kraju ocean pochłaniałby miasta od północy w kierunku południowym. Najpierw, w ciągu zaledwie roku, we wszechoceanie zniknęłyby Szczecin i Trójmiasto, potem w ciągu 4 lat Bydgoszcz, Toruń i Poznań, jeszcze później, po 5 latach, Warszawa, następnie w szóstym roku Wrocław, a po 12 latach Katowice i Kraków.

Polacy zmuszeni byliby uciekać w góry, a im wyżej, tym lepiej. Dopiero po 43 latach na Równi Krupowej w Zakopanem można byłoby utworzyć nadmorską plażę, po równo 100 latach pod wodą zniknąłby szczyt Kasprowego Wierchu, a po 125 latach Rysy, najwyższy punkt Polski.

Ostatnią dużą europejską stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Madryt. Miasto jest położone na wysokości 667 metrów nad poziomem morza. To zapewne byłaby jedna z ostatnich ostoi Europejczyków po 33 latach od rozpoczęcia się kosmicznej ulewy.

Jeszcze wyżej znajduje się niewielkie państewko Andora, położone na stokach Pirenejów, na granicy Hiszpanii i Francji. Stolica tego państwa sięga wysokości 1023 metrów i ostawałaby się oceanowi przez 50 lat.

W tym samym czasie zniknęłyby czubki najwyższych drapaczy chmur. Po 112 latach potop sięgnąłby Mexico City, jednego z najgęściej zaludnionych miast na świecie.

Tymczasem ostatnim dużym miastem na świecie, które zostałoby ostatecznie zatopione po 182 latach, byłoby La Paz, stolica Boliwii w Ameryce Południowej. Miasto położone jest na wysokości aż 3640 metrów.

Po 250 latach poziom światowych mórz byłby wyższy od bieżącego o 5 kilometrów. To właśnie wtedy woda wdarłaby się do obecnie najwyżej położonego miasta na naszej planecie. Jest nim La Rinconada, położona w Peru w Ameryce Południowej, na wysokości 5 tysięcy metrów.

Na samym końcu w ziemską atmosferę zaczęłyby wchodzić coraz to większe lodowe bryły, a poziom wody podnosiłby się jeszcze szybciej. W ciągu 320 lat wszechocean zakryłby szczyt Mount Everestu, najwyższej góry świata, tym samym zabierając nam ostatni suchy ląd.

Krajobrazy naszej planety wyglądałyby iście nieziemsko. Wszystkie lądy znalazłyby się pod wodami wszechoceanu. Ludzkość mogłaby przetrwać tylko wówczas, gdyby zbudowała wodne miasta, od tak prostych, jak to widzieliśmy w filmie "Wodny świat" z Kevinem Costnerem, aż po najbardziej nowoczesne, niczym połączenie Star Treka z legendarną Atlantydą.

Źródło:  Twoja Pogoda,

 

http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/114940,globalna-powodz-moze-nadejsc-z-otchlani-kosmosu

 

post-31-0-83164000-1433753393.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Księżyce Plutona okazały się dziwniejsze, niż sądzono

Autor: Piotr Stanisławski

Pluton pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych obiektów Układu Słonecznego. Dość duży, by przez 76 lat uznawany był za planetę, na tyle jednak mały, że obserwowanie go z Ziemi jest niezwykle trudne. Jak bardzo pokazuje choćby fakt, że dopiero po 48 latach od odkrycia, w 1978 roku udało się stwierdzić, że Pluton to właściwie karłowata planeta podwójna. Mówi się tak o nim, bo jego księżyc, Charon, jest od niego zaledwie 9 razu lżejszy i dwa razy mniejszy. Przed 1978 rokiem nie byliśmy w stanie rozróżnić, że w rzeczywistości to dwa ciała krążące wokół siebie ? wspólny środek masy obu obiektów znajduje się ponad powierzchnią Plutona.

Przez kolejne lata sądzono, że Pluton ma tylko jednego satelitę i dopiero w XXI wieku zaczęliśmy odkrywać kolejne. To Hydra, Nix, Kerberos i Styx. Podejrzewa się, że powstały w wyniku zderzenia Plutona z innym obiektem, co wyrzuciło w przestrzeń materię, która uformowała satelity.

Ostatnie badania pokazują, że dwa z księżyców Plutona zachowują się przedziwnie. Gdybyśmy się na nich znaleźli, nigdy nie wiedzielibyśmy z której strony wstanie słońce, ani gdzie zajdzie. Jednego dnia mogłoby wynurzyć się na wschodzie, a zajść na północy, innego pojawić się na południu i również na południu zniknąć. Wszystko dlatego, że Hydra i Nix wirują chaotycznie i nie sposób przewidzieć ich ruchu.

To efekt oddziaływania grawitacyjnego układu podwójnego Pluton-Charon, który dodatkowo wzmacniany jest przez bardzo mocno spłaszczony kształt. Ten film pokazuje symulację ruchu Nixa

Odkrycie jest efektem symulacji przeprowadzonych po tym, jak udało się zaobserwować dziwne zmiany oświetlenia powierzchni satelitów. Dzień i noc na Hydrze i Nixie nie pojawiały się regularnie, co doprowadziło do tego odkrycia.

14 lipca koło Plutona przeleci sonda New Horizons. Będzie to pierwsza okazja, by zobaczyć tę ex-planetę z bliska.

Swoją drogą to musiało być paskudne uczucie. Najpierw cztery lata intensywnych przygotowań. Ponad pół miliarda wydanych dolarów. Nic dziwnego ? New Horizons miała być pierwszą misją Amerykańskiej Agencji Kosmicznej, która zbada jedyną planetę odkrytą przez Amerykanina ? Plutona. I wreszcie 19 stycznia 2006 roku start. A potem, zaledwie po siedmiu miesiącach lotu, druzgocąca wiadomość ? sonda nie leci już w stronę dziewiątej planety Układu Słonecznego, a zaledwie w stronę jeden z wielu planet karłowatych. Ups.

http://www.crazynauka.pl/ksiezyce-plutona-okazaly-sie-dziwniejsze-niz-sadzono/

Dzień i noc na księżycu Nix. Fot. NASA, ESA, M. Showalter (SETI Institute), and G. Bacon (STScI)

 

post-31-0-51481600-1433753499_thumb.jpg

post-31-0-23340100-1433753509_thumb.jpg

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemnica galaktycznych dżetów rozwiązana

Ogromne strugi skolimowanej materii poruszającej się z prędkościami bliskimi prędkości światła, zwane dżetami (ang. jet), wydobywają się z wnętrza galaktyk, które powstały w wyniku zderzenia się dwóch (lub więcej) galaktyk. Najnowsze wyniki opierające się na przeglądzie odległych obiektów wskazują, że dżety są zasilane w wyniku kolizji czarnych dziur, które znajdują się w centrach galaktyk. Odkrycie to pozwala wyjaśnić dlaczego tylko niektóre galaktyki posiadają dżety.

Większość dużych galaktyk w swoich centrach posiada czarne dziury, których masa osiąga wartości nawet miliarda mas Słońca. Niektóre z tych czarnych dziur, w tym i ta z centrum Drogi Mlecznej, jest uśpiona i można ją jedynie zaobserwować poprzez wpływ jej przyciągania grawitacyjnego na okoliczne gwiazdy. Pozostałe czarne dziury tworzą wokół siebie dysk materii o rozmiarach kilku lat świetlnych. W dysku materia wytraca swój moment pędu i sukcesywnie zbliża się do czarnej dziury, by w końcu na nią spaść. W trakcie tej karuzeli z dysku emitowane jest  światło, które przewyższa jasnością całe galaktyki. Część z tych galaktyk aktywnych posiada dodatkowo dżety, które wydobywają się z centrum galaktyki prostopadle do dysku w obu kierunkach. Dżety są bardzo jasne w zakresie radiowym i dlatego ich galaktyki macierzyste zwane też są często radiowymi.

Dlaczego jedne galaktyki posiadają dżety a inne nie? To pytanie zadawało sobie wielu naukowców w tym Marco Chiaberge - astronom ze Space Telescope Science Institute w Baltimore, Maryland. Wraz ze współpracownikami udało mu się wyjaśnić ten problem niemal przypadkiem. W 2013 roku w trakcie pracy nad przeglądem galaktyk radiowych wykonywanych przez Kosmiczny Teleskop Hubble?a naukowcy wydrukowali zdjęcia z przeglądu i rozłożyli jest na stole. ?Patrzyliśmy na nie i nagle nas olśniło - wszystkie te galaktyki to mergery!? wspomina Chiaberge. Galaktyki ?mergery? to obiekty, które powstały w wyniku zderzenia dwóch (lub więcej) galaktyk.

Badacze, by upewnić się, że intuicja ich nie zawiodła, dokładnie zbadali próbkę 19 radiogalaktyk. Każda z nich znajdowała się w odległości co najmniej 7.8 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Prawie każda z nich posiadała nieregularny kształt z obszarami silnej formacji gwiazdowej, co wskazuje, że do zderzenia się doszło całkiem niedawno, oczywiście jak na kosmiczne skale czasowe. Nie wszystkie galaktyki po zderzeniu produkują dżety, ponieważ w kilku z nich najprawdopodobniej centralne czarne dziury jeszcze krążą wokół siebie i nie doszło do ich połączenia się.

Zderzanie galaktyk powoduje również, że centralna czarna dziura wiruje znacznie szybciej, co z kolei wpływa na konfigurację pola magnetycznego wokół czarnej dziury i przyspiesza okoliczne cząstki do prędkości bliskich prędkości światła. Cząstki te ostatecznie są wyrzucane z galaktyki w postaci dżetów. Hipoteza, że galaktyczne dżety są zasilane przez szybkie wirowanie czarnych dziur jest już znana od co najmniej 20 lat i niniejsze odkrycie jest kolejnym, silnym argumentem za jej prawdziwością.

 

Publikacja: Radio Loud AGNs are Mergers, Marco Chiaberge, Roberto Gilli, Jennifer Lotz, Colin Norman

http://arxiv.org/abs/1505.07419

Hubert Siejkowski | Źródło: http://www.nature.com/news/mystery-of-black-hole-fireworks-solved-1.17656

8 czerwca 2015

http://orion.pta.edu.pl/tajemnica-galaktycznych-dzetow-rozwiazana

Wizja artystyczna galaktyki, która wyrzuca z siebie strugi materii. Źródło: ESA/Hubble, L. Calçada (ESO)

 

post-31-0-75054600-1433781166.jpg

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w drugim tygodniu czerwca 2015 roku

Na wieczornym niebie coraz mniejszy dystans dzieli Wenus od Jowisza. Przez całą noc można obserwować wędrującą przez gwiazdozbiór Małej Niedźwiedzicy Kometę Lovejoya (C/2014 Q2), a przez większą część nocy widoczny jest Saturn i Nowa w Strzelcu 2015 nr 2. Nad samym ranem można obserwować zbliżającego się do nowiu Księżyca.

Do pierwszego dnia lata zostały tylko 2 tygodnie i noce są teraz najkrótsze i najjaśniejsze w całym roku. Im bliżej Bałtyku, tym wyraźniej widać, że zwłaszcza północny widnokrąg pozostaje rozświetlony nawet w najciemniejszej porze doby. Ale da się to dostrzec prawie w całej Polsce.

Na takim nie do końca ciemnym niebie, niewiele po zmierzchu, niezbyt wysoko nad zachodnim widnokręgiem przebywają Wenus z Jowiszem. Obie planety są coraz bliżej siebie. W poniedziałek 8 czerwca dzieli je dystans 15°, zaś w niedzielę 14 czerwca będzie to już tylko 10°. Godzinę po zachodzie Słońca (na tę porę wykonane są mapki animacji) obie planety zajmują pozycję na wysokości około 20°, prawie dokładnie nad punktem kardynalnym W horyzontu. Niestety każdego kolejnego wieczoru obie planety będą bliżej linii widnokręgu. Wenus w tym tygodniu zachodzi niewiele po północy, a Jowisz robi to nieco ponad 20 minut później. Wydaje się to późno, ale ze względu na długi dzień oznacza to, że na obserwacje obu planet pozostaje nieco ponad 3 godziny.

Planeta Wenus w zeszłym tygodniu osiągnęła maksymalną elongację wschodnią, co oznacza, że jej tarcza jest w fazie kwadry. Do końca tego tygodnia tarcza Wenus zwiększy swoje rozmiary do 26", a jej faza spadnie do 45%. W tym samym czasie blask tej planety wzrośnie do -4,4 magnitudo. W tym tygodniu Wenus przejdzie blisko znanej gromady otwartej gwiazd M44. Najbliżej niej Wenus będzie w sobotę 13 czerwca, gdy planeta będzie oddalona od środka gromady gwiazd o jakieś 46', czyli półtora średnicy kątowej Księżyca, czy Słońca.

Druga z planet, Jowisz, jest już daleko od naszej planety i świeci z jasnością -1,9 magnitudo, a jego tarcza zmalała do 34". Do końca tego miesiąca Wenus zrówna się pod tym względem z Jowiszem. Największa planeta Układu Słonecznego zbliża się powoli do Regulusa, czyli najjaśniejszej gwiazdy Lwa. W niedzielę 14 czerwca odległość między tymi ciałami niebiańskimi zmniejszy się do 11°. Tyle samo Jowisza będzie dzieliło od gromady gwiazd M44.

W układzie księżyców galileuszowych Jowisza coraz mniej okazji do zaobserwowania ciekawego zjawiska. Warto zwrócić uwagę na środę 10 czerwca, kiedy to tuż po zachodzie Słońca będzie miał miejsce zakrycie Io przez Ganimedesa.

Więcej szczegółów na temat konfiguracji księżyców galileuszowych Jowisza (na podstawie stron IMCCE oraz Sky and Telescope) w poniższej tabeli:

? 9 czerwca, godz. 21:39 - zaćmienie Europy przez Io (początek),

? 9 czerwca, godz. 21:45 - zaćmienie Europy przez Io (koniec),

? 10 czerwca, godz. 21:13 - zakrycie Io przez Ganimedesa, 82" na wschód od tarczy Jowisza (początek),

? 10 czerwca, godz. 21:28 - zakrycie Io przez Ganimedesa (koniec),

? 11 czerwca, godz. 21:06 - wejście Europy na tarczę Jowisza,

? 11 czerwca, godz. 23:16 - wejście cienia Europy na tarczę Jowisza,

? 12 czerwca, godz. 0:00 - zejście Europy z tarczy Jowisza,

? 13 czerwca, godz. 22:36 - Io chowa się za tarczę Jowisza (początek zakrycia),

? 14 czerwca, godz. 21:02 - o zmierzchu Io i jej cień na tarczy Jowisza (Io na zachód od środka, jej cień - przy wschodnim brzegu tarczy Jowisza),

? 14 czerwca, godz. 22:04 - zejście Io z tarczy Jowisza,

? 14 czerwca, godz. 23:10 - zejście cienia Io z tarczy Jowisza,

? 14 czerwca, godz. 23:42 - minięcie się Io i Kallisto w odległości 2", 23" na zachód od brzegu tarczy Jowisza,

? 15 czerwca, godz. 0:24 - wyjście Ganimedesa zza tarczy Jowisza (koniec zakrycia).

Animacja pokazuje położenie Wenus i Jowisza w drugim tygodniu czerwca 2015 r.

Animację wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

 

Dodał: Ariel Majcher

 

Źródło: StarryNight

Przez całą noc widoczna jest Kometa Lovejoya (C/2014 Q2). Kometa wędruje przez gwiazdozbiór Małej Niedźwiedzicy i stopniowo oddala się już od północnego bieguna niebiańskiego. Kometa przez cały czas oddala się od Ziemi i powoli słabnie. Obecnie jej jasność oceniana jest na +8,3 wielkości gwiazdowej. Po nocach rozświetlonych bliskim pełni Księżycem w następnych dniach warunki do jej obserwacji będą coraz bardziej sprzyjające. Kometa najwyżej nad horyzontem jest po godzinie 22, gdy niebo jest jasne, ale około godziny 0:45, gdy niebo jest najciemniejsze, przebywa ona na wysokości prawie 60° nad północnym widnokręgiem. W tym tygodniu kometa przejdzie w odległości mniej więcej 4° na zachód od świecącej z jasnością obserwowaną +4,2 magnitudo gwiazdy &espilon; UMi, zaś w nocy z soboty 13 czerwca na niedzielę 14 czerwca kometa przejdzie niecałe 4' od mającej jasność +5,6 magnitudo gwiazdy o oznaczeniu katalogowym HIP72573.

 

Dokładną pozycję Komety Lovejoya (C/2014 Q2) w czerwcu 2015 r. można odczytać z mapki, przygotowanej przez Janusza Wilanda w swoim programie Nocny Obserwator (http://astrojawil.pl/blog/moje-programy/nocny-obserwator/).

Animacja pokazuje położenie Komety Lovejoya (C/2014 Q2) w drugim tygodniu czerwca 2015 r. (kliknij w miniaturkę, aby powiększyć).

Animację wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

Dodał: Ariel Majcher

Źródło: StarryNight

Przez całą noc widoczna jest Kometa Lovejoya (C/2014 Q2). Kometa wędruje przez gwiazdozbiór Małej Niedźwiedzicy i stopniowo oddala się już od północnego bieguna niebiańskiego. Kometa przez cały czas oddala się od Ziemi i powoli słabnie. Obecnie jej jasność oceniana jest na +8,3 wielkości gwiazdowej. Po nocach rozświetlonych bliskim pełni Księżycem w następnych dniach warunki do jej obserwacji będą coraz bardziej sprzyjające. Kometa najwyżej nad horyzontem jest po godzinie 22, gdy niebo jest jasne, ale około godziny 0:45, gdy niebo jest najciemniejsze, przebywa ona na wysokości prawie 60° nad północnym widnokręgiem. W tym tygodniu kometa przejdzie w odległości mniej więcej 4° na zachód od świecącej z jasnością obserwowaną +4,2 magnitudo gwiazdy &espilon; UMi, zaś w nocy z soboty 13 czerwca na niedzielę 14 czerwca kometa przejdzie niecałe 4' od mającej jasność +5,6 magnitudo gwiazdy o oznaczeniu katalogowym HIP72573.

 

 

Dokładną pozycję Komety Lovejoya (C/2014 Q2) w czerwcu 2015 r. można odczytać z mapki, przygotowanej przez Janusza Wilanda w swoim programie Nocny Obserwator (http://astrojawil.pl/blog/moje-programy/nocny-obserwator/).

Mapka pokazuje położenie Saturna i Nowej w Strzelcu 2015 nr 2 w drugim tygodniu czerwca 2015 roku (kliknij w miniaturkę, aby powiększyć).

Mapkę wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

 

Dodał: Ariel Majcher

 

Źródło: StarryNight

O tej samej porze, ale po przeciwnej stronie nieba, niezbyt wysoko nad południowym widnokręgiem, przebywa planeta Saturn oraz Nowa Strzelca 2015 nr 2. Saturn jest dobrze widoczny prawie przez całą noc, ale już powoli słabnie. W tym tygodniu jego jasność zmaleje do +0,1 magnitudo, a średnica tarczy będzie wynosiła 18". Planeta porusza się ruchem wstecznym i w tym tygodniu oddali się od gwiazdy Graffias ze Skorpiona na odległość już 3,5 stopnia. Jednocześnie Saturn będzie przechodził w odległości około 80' na południe od znacznie słabiej świecącej gwiazdy ? Lib. Maksymalna elongacja Tytana (tym razem wschodnia) przypada we wtorek 9 czerwca.

Nowa Strzelca 2015 nr 2 (na mapce zaznaczona literą x) nie przestaje zaskakiwać. Od połowy maja jest ona w trendzie jaśniejącym i jej blask wzrósł do około +5,7 magnitudo. Nowa najwyżej nad widnokręgiem jest około godziny 2, gdy już niebo zaczyna jaśnieć. W jej obserwacjach również coraz mniej będzie przeszkadzał Księżyc.

Więcej o Nowej w Strzelcu 2015 nr 2 można poczytać na stronie czasopisma Sky and Telescope (oczywiści po angielsku), a z jej krzywej blasku można odczytać jej aktualną jasność.

Animacja pokazuje położenie Księżyca w drugim tygodniu czerwca 2015 r.

Animację wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

Dodał: Ariel Majcher

Źródło: StarryNight

O Księżycu wspominałem już parokrotnie i pora opisać jego wędrówkę po niebie w najbliższych dniach. Srebrny Glob zacznie tydzień w gwiazdozbiorze Koziorożca, a potem odwiedzi jeszcze gwiazdozbiory Wodnika, Ryby, Wieloryba i Barana. W tym czasie jego faza zmaleje od 68% w poniedziałek do 8% w niedzielę. Już w poniedziałek 8 czerwca Księżyc wzejdzie po północy, a ostatniego dnia tego tygodnia pojawi się na nieboskłonie prawie równocześnie ze Słońcem. Na animacji jest pokazane położenie naturalnego satelity Ziemi na godzinę przed świtem.

 

W nocy z niedzieli 7 czerwca na poniedziałek 8 czerwca Księżyc przebywał na tle gwiazdozbioru Koziorożca i o godzinie podanej na mapce dla tego dnia będzie się znajdował około 5,5 stopnia od pary dość jasnych gwiazd ze wschodniej części tego gwiazdozbioru. Jednocześnie Księżyc będzie oddalony o stopień dalej od gwiazdy Sad al Suud, czyli ? Wodnika.

 

W kolejnych dniach Księżyc będzie wędrował przez pogranicze gwiazdozbiorów Ryb i Wieloryba, gdzie nie ma jasnych gwiazd, stopniowo zmniejszając swoją fazę i przechodząc po drodze przez ostatnią kwadrę, która przypada dokładnie we wtorek 9 czerwca o godzinie 17:42 naszego czasu. Może warto odnotować, że w nocy z czwartku 11 czerwca na piątek 12 czerwca Księżyc w fazie 24% będzie oddalony o niewiele ponad 3° od Urana, którego jednak nie umieściłem na mapce, ponieważ jasne tło nieba spowoduje, że odszukanie tej planety na niebie jest jeszcze trudne. O godz. 2:37, czyli pół godziny po wschodzie Księżyca, naturalny satelita Ziemi będzie się znajdował na wysokości zaledwie 3,5 stopnia, zaś Uran będzie na wysokości niecałych 6°. W tym czasie Słońce będzie jedynie 11° pod widnokręgiem, zatem tło nieba już będzie jasne, a niskie położenie obu ciał niebiańskich na nieboskłonie dodatkowo nie będzie ułatwiało ich obserwacji.

 

W sobotę 13 czerwca tarcza Srebrnego Globu będzie oświetlona już tylko w 15%, a pojawi się ona nad horyzontem po godzinie 2:30. Natomiast niecałą godzinę później Księżyc wzniesie się na wysokość niecałych 6°. Tego dnia Księżyc będzie się znajdował na tle gwiazdozbioru Barana, a 3 najjaśniejsze gwiazdy tej konstelacji będą od 11 do 13° nad nim.

 

Ostatniego ranka tego tygodnia Księżyc wzejdzie niewiele ponad godzinę przed Słońcem, a jego tarcza będzie oświetlona w zaledwie 8°. Jednak jego odnalezienie na niebie może być niemożliwe bez lornetki, a i z nią nie będzie to proste, ponieważ o godzinie podanej na mapce dla tego dnia Księżyc będzie na wysokości około 0,5 stopnia nad widnokręgiem, a do świtu zwiększy się ona do 10°.

 

Dodał: Ariel Majcher

Uaktualnił: Ariel Majcher

http://news.astronet.pl/7612

 

 

 

post-31-0-03424000-1433781528.gif

post-31-0-53590500-1433781547.gif

post-31-0-74179000-1433781562.jpg

post-31-0-96539300-1433781583_thumb.gif

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PARP będzie współpracowała z Polską Agencją Kosmiczną

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości podpisała w poniedziałek porozumienie z Polską Agencją Kosmiczną ws. rozwoju sektora kosmicznego w naszym kraju. Dzięki temu ma wzrosnąć udział rodzimych firm w innowacyjnych projektach kosmicznych, wspieranych m.in. z programów UE.

"PARP już od 2012 roku - kiedy jeszcze nie było Polskiej Agencji Kosmicznej - realizowała działania związane z wejściem Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej" - mówiła szefowa PARP Bożena Lublińska-Kasprzak podczas XV Forum Edukacyjnego Małych i Średnich Przedsiębiorstw.

 

Zapowiedziała pomoc firmom w nawiązywaniu kontaktów biznesowych i wchodzących w projekty realizowane przez konsorcja działające w sektorze kosmicznym, a także wsparcie w ubieganiu się o pieniądze dostępne w ramach Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).

 

"Głównym celem porozumienia jest m.in. reprezentowanie polskiego interesu gospodarczego i naukowego na arenie międzynarodowej oraz podejmowanie działań mających na celu zwiększenie udziału polskich przedsiębiorstw sektora kosmicznego w projektach realizowanych z programów Unii Europejskiej, Europejskiej Agencji Kosmicznej, Europejskiej Organizacji Eksploatacji Satelitów Meteorologicznych i Europejskiej Agencji Obrony" - podkreśliło PARP w informacji prasowej.

 

Agencja zwróciła ponadto uwagę, że pod koniec 2012 r. na platformie ESA było zarejestrowanych ok. 40 polskich przedsiębiorstw. Obecnie jest ich 126. Polskie technologie kosmiczne PARP chce również promować na wystawie EXPO 2015 w Mediolanie.

 

ESA zachęca Polskę do działań wspierających współpracę nauki i biznesu w sektorze kosmicznym. Jej zdaniem poziom zachęt dla prywatnych inwestycji w tej branży jest nadal niski. Przedstawiciele polskiego rządu i ESA podkreślali w ub. tygodniu w Warszawie, że od przystąpienia naszego kraju do ESA w 2012 r. wzrósł potencjał polskiego sektora kosmicznego.

 

Z raportu - opracowanego przez ESA ze stroną polską - wynika, że wzrasta konkurencyjność polskiego przemysłu, zwłaszcza w sektorze usług wykorzystujących techniki satelitarne. Eksperci zwrócili uwagę na "znakomitą" bazę wiedzy akademickiej w Polsce, która w przyszłości powinna być punktem wyjścia do tworzenia konkurencyjnych firm sektora kosmicznego.

 

ESA zaleca też wspieranie inwestycji w sektor kosmiczny. "Uzyskanie maksymalnych korzyści z członkostwa Polski w ESA zależy od zwiększenia nakładów prywatnych na rozwój współpracy z sektorem naukowym. Szczególny potencjał mają w tym zakresie firmy z sektora obronnego, IT i lotniczego, które w swoich strategiach powinny uwzględniać rozwój technologii kosmicznych" - oceniła.

 

Jej zdaniem niezbędne jest też zwiększenie krajowych nakładów na przemysł i usługi oparte na danych satelitarnych. "Należy opracować i realizować specjalne szkolenia poświęcone postępowaniom przetargowym oraz założeniom polityki dotyczącej misji ESA. Szkolenia powinny objąć zarówno pracowników administracji, jak i przedsiębiorstwa branży kosmicznej" - podkreślono.

 

Polska została 20. państwem członkowskim ESA 19 listopada 2012 r.

 

Polska Agencja Kosmiczna, czyli POLSA (od: Polish Space Agency), która powstała w 2014 r., ma się przyczynić do usuwania barier w rozwoju firm i instytucji badawczo-rozwojowych z sektora kosmicznego. POLSA ma koordynować działania sektora, które dziś są rozproszone między różne instytucje i resorty, identyfikować ciekawe i ważne zastosowania technologii, tworzyć własne laboratoria i usprawniać dzielenie się wiedzą.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

dol/ par/

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405332,parp-bedzie-wspolpracowala-z-polska-agencja-kosmiczna.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA testuje lądownik na Marsa

 

Wygląda jak spodek z kołem ratunkowym, pewnego dnia ma umożliwić lądowanie na Marsie statku kosmicznego z ludźmi. NASA rozpoczęła drugi test pojazdu LDSD (Low-Density Supersonic Decelerator), który w przyszłości ma pomóc wyhamować załogowe lub towarowe pojazdy w rzadkiej atmosferze Czerwonej Planety. Pojazd LDSD przed rozpoczęciem właściwego manewru musi zostać wyniesiony z pomocą balonu na wysokość 37 kilometrów. Wystartował z wyspy Kauai na Hawajach o godzinie 19:45 czasu polskiego.

 

Wyniesienie pojazdu na odpowiednią wysokość pozwoli zasymulować warunki panujące na Czerwonej planecie, gdzie ciśnienie atmosferyczne wynosi około procenta ciśnienia na poziomie morza na Ziemi. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości LDSD odłączy się od balonu, po czym, z pomocą silników manewrowych i silnika napędowego wzniesie się jeszcze wyżej i osiągnie prędkość około 3 razy większą, niż prędkość dźwięku.

 

Po wejściu na wysokość około 55 kilometrów rozpocznie się zasadniczy manewr. Najpierw prędkość lotu LDSD zmniejszy specjalne "koło ratunkowe" SIAD (supersonic inflatable aerodynamic decelerator), które po nadmuchaniu zwiększy powierzchnię spodka, po czym rozwinięty zostanie spadochron, który ma ostatecznie wyhamować ruch pojazdu. Właśnie ten spadochron rozerwał się podczas pierwszej próby, przeprowadzonej blisko rok temu. Nowy spadochron ma być lepszy.

 

Konstrukcja LDSD jest niezbędna, by na Marsa można było wysłać pojazd załogowy z ludźmi. Dotychczas stosowana technologia wyczerpała swoje możliwości przy okazji lądowania na Czerwonej Planecie ważącego około tony lądownika Curiosity. Zastosowany wtedy 15-metrowej średnicy spadochron nie będzie w stanie zapewnić bezpiecznego lądowania cięższym pojazdom. W przypadku LDSD, ważącego 3175 kilogramów spadochron ma aż 30 metrów średnicy.

Pierwotnie planowany na miniony wtorek eksperyment był kilkakrotnie opóźniany z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych. Przeszkadzały zbyt silny wiatr i niespokojne wody Pacyfiku w rejonie, gdzie LDSD ma ostatecznie wylądować.

Grzegorz Jasiński

 

LDSD wznosi się z pomocą balonu

/NASA TV /

Schemat testu LDSD

/NASA /

 

post-31-0-17614000-1433832853.jpg

post-31-0-15415600-1433832861.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ to było zderzenie...

Podobnie, jak większość księżyców planet Układu Słonecznego, księżyc Saturna Tetyda także pokryta jest licznymi kraterami, śladami dawnych kolizji. Największy na Tetydzie krater, Odyseusz to jednak dowód naprawdę brutalnego zderzenia. NASA opublikowała właśnie najnowsze zdjęcie pokazujące tę olbrzymią formację. Sonda Cassini wykonała je w świetle widzialnym 11 kwietnia bieżącego roku, z odległości około 190 tysięcy kilometrów.

 

Tetyda to piąty co do wielkości księżyc Saturna. Odyseusz, widoczny z prawej strony zdjęcia, ma średnicę 450 kilometrów. Przy średnicy samego księżyca sięgającej zaledwie 1062 kilometrów, jego powierzchnia stanowi aż 18 procent całkowitej powierzchni Tetydy. Porównywalny krater na Ziemi musiałby mieć powierzchnię zbliżoną do Afryki.

Fakt, że księżyc nie rozpadł się po tym zderzeniu oznacza, że prawdopodobnie był jeszcze wtedy w stanie półpłynnym. Obecnie gęstość Tetydy jest nieco mniejsza od gęstości wody, co sugeruje, że księżyc zbudowany jest w większości z lodu z ewentualną niewielką domieszką skał. Przekonuje o tym także względnie wysoki współczynnik odbicia promieniowania widzialnego. Średnia temperatura jego powierzchni wynosi około -187 stopni Celsjusza.

Artykuł pochodzi z kategorii: Nauka

Przejdź na początek artykułu

Grzegorz Jasiński

http://www.rmf24.pl/nauka/news-alez-to-bylo-zderzenie,nId,1831600

Tetyda z Odyseuszem po prawej

/NASA/JPL-Caltech/Space Science Institute /

 

post-31-0-12547100-1433832995_thumb.jpg

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spitzer dostrzegł planetę w głębi naszej Galaktyki

 

Dzięki połączeniu sił Teleskopu Spitzera oraz kilku teleskopów naziemnych naukowcy znaleźli gazową planetę odległą od nas o około 13 000 lat świetlnych. To jedna z najdalszych znanych nam dziś planet pozasłonecznych. Dzięki temu będzie można prawdopodobnie poczynić ważny krok na drodze do rozwiązania zagadki rozkładu planet w galaktyce spiralnej takiej jak nasza Droga Mleczna. Nie wiemy dziś bowiem jeszcze, czy są one jakoś bardziej skoncentrowane w jej centrum, w tzw. zgrubienia centralnym, czy też może jest ich wiele na rubieżach Galaktyki.

Co ciekawe, w projekcie tym brali udział również astronomowie z polski, z konkretnej z drużyny OGLE (Optical Gravitational Lensing Experiment), przy wykorzystaniu teleskopu zbudowanego w Las Campanas w Chile. Teleskop ten skanuje niebo dzięki technice zwanej mikrosoczewkowaniem grawitacyjnym. Zjawisko takiego mikrosoczewkowania zachodzi, gdy gwiazda przechodzi względem odległego obserwatora na tle innej, dalszej gwiazdy, a wówczas jej grawitacja powiększa obserwowany obraz dalszej gwiazdy, uginając promienie świetlne. Jeśli taka odleglejsza gwiazda jest dodatkowo okrążana przez planetę, planeta taka może powodować pewną przerwę w tym procesie wizualnego powiększania obrazu.

Astronomowie potrafią dziś mierzyć takie przerwy, czy też spadki jasności, i na ich podstawie ?wyciągać? pewne informacje o fizycznych charakterystykach planet ? aż do odległości rzędu 27 tysięcy lat świetlnych w kierunku na zgrubienie centralne Galaktyki, gdzie gwiazdy i planety zdają się być najbardziej powszechne. Tymczasem Słońce leży raczej na peryferiach Drogi Mlecznej. Dzięki metodzie mikrosoczewkowania odkryto do dziś około 30 planet, a najodleglejsza z nich leżała mniej więcej 25 000 lat świetlnych od nas. Jednak ciągle jej poważnym ograniczeniem jest właśnie odległość takich detekcji. Innym problemem jest to, że dzięki tej metodzie nie zawsze da się dobrze zmierzyć rzeczywistą odległość odległych układów planetarnych.

I tu może właśnie pomóc Teleskop Spitzera. Dzięki swej wydłużonej orbicie okołosłonecznej znajduje się on obecnie w odległości 207 milionów kilometrów od Ziemi. To więcej niż odległość Ziemia-Słońce. Gdy więc teleskop ten ?ogląda? zjawisko mikrosoczewkowania grawitacyjnego wraz z obserwującymi je teleskopami naziemnymi, widzi także samą gwiazdę jako jaśniejszą i ciemniejszą w innym czasie niż one, ponieważ aż tak duża jest odległość pomiędzy nim a teleskopami zlokalizowanymi na powierzchni. Można wówczas zmierzyć coś, co astronomowie nazywają paralaksą dla planety wykrytej metodą mikrosoczewkowania.

Wykorzystanie teleskopu orbitalnego do obserwacji mikrosoczewek grawitacyjnych to skomplikowany proces. Przyjęło się, że to teleskopy naziemne jako pierwsze wysyłają sygnał alarmowy astronomom, gdy takie zjawisko się rozpoczyna, ale trwa ono zwykle co najwyżej przez kilkadziesiąt dni, zatem ważne jest, by zespół kierujący Teleskopem Spitzera zaczął wówczas obserwacje takiego zjawiska jak najszybciej, w ciągu trzech dni od pierwszego alarmu. Jednak w przypadku nowo wykrytych planet zjawisko mikrosoczewkowania może trać dłużej, nawet do 150 dni, i wówczas zwykle to teleskopy OGLE zauważają je jako pierwsze, a zaraz potem do ?gry? włącza się Teleskop Spitzera.

W przypadku nowej planety pozasłonecznej opóźnienie czasowe pomiędzy momentami zauważenia zjawiska przez oba teleskopy może być wykorzystane do pomiaru odległości do gwiazdy i jej planety, bądź układ planet. Gdy naukowcy znają tę odległość, mogą następnie oszacować masę planety. W opisywanym tu przypadku masa ta wyniosła mniej więcej pół masy Jowisza.

Najważniejsze jest jednak prawdopodobnie to, że dzięki tego rodzaju odkryciom astronomowie będą niebawem w stanie badać statystyki dotyczące rozkładu planet w Drodze Mlecznej.

Cały artykuł: Skowron, J.; Shin, I.-G.; Udalski, A. et al., OGLE-2011-BLG-0265Lb: A Jovian Microlensing Planet Orbiting an M Dwarf

Źródło: Elżbieta Kuligowska | astronomy.com

http://orion.pta.edu.pl/spitzer-dostrzegl-planete-w-glebi-naszej-galaktyki

Mapa Drogi Mlecznej ukazująca położenie jednej z najbardziej od nas odległych, znanych egzoplanet ? znajduje się ona w odległości około 13 000 lat świetlnych stąd.

Źródło: NASA/JPL-Caltech

post-31-0-91512200-1433833148.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się żyje w czarnej dziurze?

Piotr Cieśliński (fizyk)

Nie wskakuj do osobliwości, bo grawitacja zrobi z ciebie miazgę. I zabierz kostium kąpielowy, może być gorąco. Przygotuj się też na kłopoty z parkingiem, no i nie zapomnij kamery: widoki będą boskie!

 

Tysiące ochotników ostatnio zgłosiło się do lotu na Marsa z biletem tylko w jedną stronę. Mam lepszą propozycję: wyprawę do wnętrza czarnej dziury. To najbardziej egzotyczne ze wszystkich miejsc we Wszechświecie. Stamtąd także nie ma powrotu i także może nas czekać nowe życie, ba, nawet cały nowy kosmos! Albo... okrutna śmierć.

 

Pewności nie ma, ale prawdziwych odkrywców nie powinno to bardzo zniechęcać. W epoce wielkich odkryć geograficznych Ferdynand Magellan z towarzyszami wyruszył w drogę dookoła świata także bez wielkich szans na to, że wróci.

 

Chcesz się zaokrętować? Powiemy ci, jak się przygotować do takiej podróży.

 

Czy mogę zajrzeć do czarnej dziury?

 

Możesz, ale już się z niej nie wydostaniesz. Współczesna fizyka nie pozostawia złudzeń - czarna dziura nigdy cię nie wypuści ani nie zdołasz przekazać na zewnątrz żadnej informacji, bo zarówno światło, jak i fale radiowe nie są w stanie z niej uciec. To, co tam zobaczysz, pozostanie więc na zawsze twoją tajemnicą.

 

Czego się mogę spodziewać?

 

Czarna dziura jest otoczona krawędzią (fizycy nazywają ją horyzontem), poza którą przestrzeń i czas zostają zawinięte w coś, co przypomina długi lejek. Na samym jego końcu znajduje się punkt o nieskończonej gęstości, zwany osobliwością, do którego została ściśnięta cała materia, i gdzie czas oraz przestrzeń rozpadają się na kwanty. Ale to tylko czcze spekulacje, bo nie znamy jeszcze kwantowej teorii grawitacji, więc nie wiemy, jak ta studnia wygląda i dokąd tak naprawdę prowadzi.

 

Kiedyś wydawało się, że śmiałek, który wskoczy do czarnej dziury, nie uniknie wciągnięcia do osobliwości, gdzie grawitacja zrobi z niego miazgę. Ale trzy lata temu Wiaczesław Dokuczajew, fizyk z Instytutu Badań Jądrowych Rosyjskiej Akademii Nauk w Moskwie, opublikował wyliczenia, które dają nadzieję na to, że we wnętrzu czarnej dziury niekoniecznie czekać nas będzie marny los. Wynika z nich, że za horyzontem wirującej lub naładowanej elektrycznie czarnej dziury znajdują się stabilne orbity. Jeśli trafimy na jedną z nich, to będziemy się poruszać wokół straszliwej osobliwości, ale na nią nie spadniemy. Tak jak Ziemia krąży wokół Słońca z dala od jego wrzącej plazmy.

 

Jedyna różnica jest taka, że orbity za horyzontem czarnej dziury nie są kołowe ani eliptyczne, przypominają raczej skomplikowaną rozetę. Przy tym im większa czarna dziura, tym lepiej. Jest więcej miejsca dla takich orbit, a poza tym "rozwałkowujące na ciasto" grawitacyjne siły pływowe nie są już tak dotkliwe. W supermasywnych czarnych dziurach, które mają masę miliony, a czasem miliardy razy większą niż nasze Słońce, grawitacja osobliwości byłaby praktycznie nieodczuwalna dla ludzi.

Jak daleko muszę jechać?

Przygotuj się na długą podróż, bo ani w Układzie Słonecznym, ani w jego sąsiedztwie żadnych dziur raczej nie ma.

Najbliższa znana nam znajduje się w gwiazdozbiorze Łabędzia - w odległości aż 6 tys. lat świetlnych. Ale tej nie polecamy, bo otacza ją wir materii, która "przelewa" się przez jej krawędź niczym woda wpadająca do odpływu na dnie wanny.

W tym wirze materia trze i rozgrzewa się do milionów stopni, emitując wszystkie możliwe typy promieniowania - radiowe, podczerwone, widzialne, ultrafioletowe, ale przede wszystkim bardzo energetyczne i przenikliwe fale rentgenowskie. Z powodu niezdrowego promieniowania lepiej więc trzymać się od takich wirów z daleka.

Inna czarna dziura - gigantyczna, o masie 4 mln razy większej niż Słońca - znajduje się w centrum Drogi Mlecznej. To także daleko - 25-30 tys. lat świetlnych stąd. Ona też od czasu do czasu pochłania materię, ale jest dużo spokojniejsza niż jej żarłoczne kuzynki, które siedzą w centrach innych galaktyk i wciągają materię tak łapczywie, że otaczające je wiry przyćmiewają blaskiem całą galaktykę z jej miliardami gwiazd.

Po czym poznać, dokąd się kierować? Jak ją namierzyć?

Na wycieczkę poznawczą trzeba wybrać dziurę samotną, która nie będzie zasysała gazu z towarzyszącej jej gwiazdy (lub gwiazd) i nie będzie otoczona wirem rozgrzanej i promieniującej plazmy. Tylko jak ją znaleźć? Bez jasnego wiru materii będzie się zupełnie zlewała z czarnym tłem kosmosu.

Ale jest na to sposób. Czarna dziura ma potężną grawitację, która zakrzywia przechodzące w pobliżu promienie świetlne. Jeśli więc znajdzie się na tle jasnej galaktyki lub grupy gwiazd, to skupi ich światło niczym soczewka powiększająca, a bywa, że podwoi lub potroi obraz gwiazd jak w kalejdoskopie.

Przygotuj sprzęt foto, bo będą nieziemskie widoki

 

Gdy się zbliżymy, zakrzywienie promieni świetlnych może dać cudowny efekt. Ostatnio na potrzeby filmu "Interstellar" naukowcy przeprowadzili najbardziej do tej pory realistyczną symulację czarnej dziury.

 

Okazuje się, że światło wykonuje wokół niej wprost dziki taniec.

 

W zależności od kierunku i kąta padania promienie mogą się poruszać po różnych trajektoriach, niektóre zatoczą jeden łuk i wrócą jak bumerang, inne się "nawiną" na czarną dziurę niczym nić na szpulkę, a potem oddalą z powrotem w daleki kosmos. Grawitacja zmienia częstość światła, czyli także barwę. Filmową Gargantuę otaczają zjawiskowe świetlne pierścienie, a w rzeczywistości widoki mogą być jeszcze bardziej bajeczne.

 

Jak ciepło trzeba się ubrać?

 

To zależy od rozmiaru dziury. Paradoksalnie te niewielkie są cieplejsze niż olbrzymie. Stephen Hawking odkrył, że temperatura czarnej dziury jest tym większa, im mniejsza jest jej masa. Typowa czarna dziura, która powstała po wypaleniu się gwiazdy 10 razy cięższej niż Słońce (tzw. gwiazdowa dziura), jest lodowato zimna, dużo chłodniejsza od próżni kosmicznej. Ma temperaturę ledwie jedną milionową stopnia powyżej zera absolutnego, więc jej promieniowanie cieplne (tzw. promieniowanie Hawkinga) jest niezauważalne.

 

Ale temperatura czarnej dziury wielkości jądra atomowego wynosi... aż miliard stopni! Taka mikroskopijna dziura mocno więc promieniuje, traci energię i się kurczy, co sprawia, że jej temperatura jeszcze bardziej wzrasta. Ten proces w ostatniej fazie jest lawinowy i wybuchowy. W chwili agonii czarna dziura powinna znikać w eksplozji przenikliwego promieniowania gamma (choć wciąż trwają dyskusje, czy znika całkowicie czy też jakiś "ogryzek" po niej zostaje).

 

Oczywiście, raczej nie jest wskazane zbliżanie się do takich rozgrzanych do białości i promieniujących maleńkich dziur. Na razie w ogóle nie wiadomo, czy takie istnieją. Według niektórych hipotez mogły narodzić się we wczesnym Wszechświecie i jeśli miały odpowiednią masę - przetrwać do dzisiaj. Gdyby się udało znaleźć choć jedną z nich, byłaby niezłym generatorem energii. Taka mała czarna dziura o promieniu mniejszym od atomu, która ma masę miliarda ton (mniej więcej tyle co góra taka jak Mount Everest), może emitować promienie gamma z mocą 10 gigawatów przez miliardy lat. Ale nikt ich jeszcze nie wykrył, choć z łatwością zarejestrowalibyśmy ich promieniowanie, gdyby zbliżyły się do Układu Słonecznego.

 

Wybierz większą dziurę, żeby cię nie rozerwało

 

Wielką przeszkodą na drodze do wnętrza czarnej dziury są tzw. siły pływowe, podobne do tych, które wywołują na Ziemi przypływy i odpływy oceanów, tyle że miliardy razy większe. To skutek potężnej grawitacji. Gdy bowiem zbliżamy się do krawędzi dziury, to narasta różnica sił, z jaką przyciągane są różne części twojego ciała. Jeśli lecisz głową do przodu - to jest ona przyciągana silniej niż położone nieco dalej stopy. W pewnej odległości różnica sił stanie się tak wielka, że cię rozerwie. Rozerwana zostanie także twoja rakieta, a potem nawet pojedyncze atomy. To siły pływowe rozbijają gwiazdy, miażdżą i niszczą materię, która wpada do czarnej dziury. Fizycy określają to mianem spagettyzacji, bo grawitacja traktuje materię jak ciasto - wszystko rozwałkowywuje i zgniata. Człowiek nie jest w stanie przeżyć zbliżenia do krawędzi czarnej dziury, która ma masę mniejszą niż tysiąc mas Słońca. Tylko do większych dziur da się blisko podlecieć, bo mają większy horyzont i siły pływowe osiągają śmiertelną wartość dopiero daleko za horyzontem.

 

Skąd wiem, że dotarłem na miejsce? I gdzie znaleźć parking?

 

Jeśli klasyczna teoria względności Einsteina się nie myli, to horyzont niczym szczególnym się nie wyróżnia, nie wykryjemy go żadnym przyrządem. Jeśli więc jeszcze się wahasz, czy wskoczyć do środka, bardzo uważaj - nic cię nie ostrzeże.

 

W celach krajoznawczych lub badawczych najwygodniej byłoby po prostu zaparkować na orbicie wokół czarnej dziury. Ale nie wszędzie jest to możliwe. W pobliżu krawędzi orbity nie są stabilne. Najmniejsze zaburzenie (np. nieostrożny manewr) może nas zepchnąć do środka. Obszar niestabilności rozciąga się na odległość trzech promieni czarnej dziury.

 

Sygnałem, że zbliżasz się w rejony bez powrotu, będą coraz bardziej zdeformowane obrazy nieba. Zakrzywienie czasoprzestrzeni stanie się tak duże, że promienie świetlne bardzo mocno się tam ugną i przed sobą możesz zobaczyć gwiazdy, które masz za plecami. W odległości półtora promienia światło tak się zakrzywia, że zostaje całkowicie uwięzione na orbicie wokół czarnej dziury! Gdy tam się zapędzisz, to patrząc prosto przed siebie, zobaczysz własne plecy.

 

Wtedy może cię uratować tylko manewr, który niegdyś opracował brytyjski astrofizyk Roger Penrose. Dzięki niemu wytrawni podróżnicy i - co tu ukrywać - ryzykanci mogą dotrzeć niemal do samego horyzontu dużej wirującej czarnej dziury i jeszcze stamtąd wrócić. Trzeba zbliżyć się rakietą w kierunku zgodnym z ruchem wiru grawitacyjnego, a w bezpośrednim sąsiedztwie horyzontu włączyć silniki i ustawić ją tak, aby gazy odrzutowe wpadały do czarnej dziury. Wówczas rakieta ulegnie przyspieszeniu i zostanie wyrzucona z ogromną prędkością, jak z grawitacyjnej procy. Oddali się, zabierając część energii obrotowej czarnej dziury, która wskutek tego nieco zwolni.

 

Być może na wyższym poziomie rozwoju naszej cywilizacji w ten sposób nauczymy się czerpać energię z czarnych dziur.

 

Uwaga na fale grawitacyjne

 

U celu podróży zawsze musisz strzec się fal grawitacyjnych, które powstają, gdy do czarnej dziury wpadnie jakaś większa masa. Efekt przypomina rzucenie kamienia do wody - z prędkością światła rozbiegają się koncentryczne zmarszczki czasoprzestrzeni. Blisko horyzontu są one wyjątkowo silne, mogą nadwyrężyć konstrukcję statku, a przede wszystkim twoje ciało.

Czy w pakiecie są zabiegi odmładzające?

Silna grawitacja spowalnia bieg czasu. Z punktu widzenia odległych obserwatorów na horyzoncie czarnej dziury czas się całkowicie zatrzymuje. Naiwni sądzą, że zamieszkanie na orbicie czarnej dziury jest dobrym sposobem na wydłużenie życia. Niestety, nie jest to prawda, bo to spowolnienie biegu czasu jest odczuwalne tylko dla tych, którzy pozostają na Ziemi. Dla ciebie - jeśli zaparkujesz przy czarnej dziurze - sekundy, minuty, dni i lata mijają tak jak zwykle. Tyle że wydarzenia na dalekiej Ziemi zaczynają biec w przyspieszonym tempie. Po powrocie z rocznego pobytu nad horyzontem czarnej dziury może się okazać, że na Ziemi upłynęły w tym czasie już setki, a nawet tysiące lat.

Nocleg na parkingu przy czarnej dziurze nie jest więc najlepszym sposobem na osiągnięcie nieśmiertelności, ale - dodajmy na pocieszenie - to na pewno dobra metoda na podróż w daleką przyszłość.

A może osiedlić się tam na stałe? Czy można żyć w czarnej dziurze?

Nie jest to wykluczone. Wiaczesław Dokuczajew w swojej pracy sugeruje nawet, że wysoko rozwinięte cywilizacje mogą świadomie wybierać życie na orbitach ukrytych w czarnej dziurze. - Centralna osobliwość to źródło wiecznej energii - mówi fizyk. - Taka cywilizacja nie musiałaby już szukać innego schronienia, co prędzej czy później staje się koniecznością, jeśli mieszka się przy zwykłej gwieździe, która się z czasem wypala. Poza tym do czarnej dziury wpada mnóstwo skarbów - zasoby naturalne, które można wykorzystywać.

Wchodzą też w grę kwestie bezpieczeństwa. Żyjąca we wnętrzu czarnej dziury cywilizacja nie może być podglądana z zewnątrz. Sama jednak zawczasu dostrzeże zbliżającego się wroga.

 

Anatomia czarnej dziury. Behemoty i maleństwa

 

Jedno z podstawowych praw w zakresie czarnych dziur mówi, że one "nie mają włosów". Naprawdę, nie żartuję! Ten termin wymyślił amerykański fizyk John Wheeler, a miał na myśli to, że gdy patrzymy na czarne dziury, to nic, żaden włosek, nie zdradza tego, co wpadło do środka. Czarne dziury są jak faceci w czerni - wszystkie takie same. To znaczy - prawie takie same. Są trzy cechy, które odróżniają jedną dziurę od drugiej: masa, prędkość obrotowa i ładunek elektryczny. Z daleka najłatwiej poznać je po masie. Im większa, tym większy horyzont. Ze względu na kategorię wagową można je podzielić na kilka podstawowych gatunków, z których tylko dwa pierwsze zostały z całą pewnością dotychczas zaobserwowane:

 

1. Supermasywne behemoty. Siedzą w centrach galaktyk i mają masę od miliona do wielu miliardów razy większą niż masa naszego Słońca. Najbliższa z nich drzemie sobie w środku Drogi Mlecznej, ok. 25 tys. lat świetlnych od Ziemi, i waży 4 mln razy więcej niż Słońce. Ostatnio przez teleskop wypatrzono wielki obłok gazu - prawdopodobnie pochodzący z rozerwanej na strzępy gwiazdy - który zbliża się ruchem spiralnym do jej horyzontu i lada chwila wpadnie do środka. Największa z odkrytych do tej pory czarnych dziur swoją masą aż 12 mld razy przewyższa Słońce! Nazywa się J0100+2802 i leży, na szczęście, bardzo daleko - dzieli nas od niej 12,8 mld lat świetlnych. Gdyby siedziała w miejscu Słońca, jej horyzont sięgałby kilka razy dalej niż orbita najdalszej planety, czyli Neptuna.

 

2. Dziury gwiazdowe. Mają masę od trzech do stu mas Słońca i powstały po wypaleniu się oraz zapadnięciu bardzo masywnych gwiazd. Wedle ostrożnych szacunków na każde 10 tys. gwiazd przypada jedna taka dziura. To oznacza, że tylko nasza galaktyka zawiera co najmniej 20-40 mln gwiazdowych dziur.

 

3. Czarne dziury wagi średniej - dużo większe niż gwiazdowe, lecz wciąż maciupkie wobec olbrzymich supermasywnych behemotów. Astrofizycy wciąż na nie polują. Niedawno poinformowali, że znaleźli pierwszego kandydata na taką dziurę: najjaśniejsze źródło promieniowania rentgenowskiego w galaktyce M82, oznaczone przez X-1. Jeśli to rzeczywiście jest czarna dziura, to ma masę 400 słońc i otoczona jest gorącym, promieniującym wirem.

 

4. Pierwotne czarne dziury. To maleństwa, których tusza może jednak budzić szacunek, bo jest porównywalna z masą masywu Mount Everest. Średnica ich horyzontu nie przekracza jednak nanometra (miliardowej części metra), a więc mają mniej więcej rozmiar atomu. Podejrzewa się, że takie dziury mogły powstawać w gorących chwilach tuż po Wielkim Wybuchu i być może niektóre przetrwały do dziś (tj. nie zdążyły wyparować bez śladu). Nikt ich jednak jeszcze nie spotkał.

 

5. Elementarne czarne dziury - to najbardziej mikroskopowy i ulotny gatunek. Ich rozmiary są małe nawet w skali atomowej: miliony razy mniejsze niż średnica jądra atomowego. Według niektórych teorii tego typu dziury mogą się tworzyć w zderzeniach cząstek elementarnych w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) w ośrodku CERN pod Genewą. Byli tacy, którzy obawiali się, że wyprodukowana w nim czarna dziura, choć mała, okaże się żarłoczna - zacznie rozrywać i zjadać okoliczne atomy, połknie Genewę, Szwajcarię, a potem cały świat. Dyrekcja CERN powołała nawet zespół ekspertów, który miał ocenić, czy taki scenariusz może się spełnić. Najwybitniejsi specjaliści od fizyki wysokich energii uspokajali opinię publiczną, że miniaturowe czarne dziury, które mogłyby powstać w ziemskich akceleratorach, byłyby niegroźne. Żyłyby niesłychanie krótko, wyparowując w ułamku sekundy. W ziemskiej atmosferze codziennie dochodzi do setek tysięcy kolizji z udziałem kosmicznych jonów, protonów i elektronów mających o wiele większe energie niż te osiągane w największych nawet laboratoriach. Gdyby więc czarny scenariusz z czarną dziurą w roli głównej był możliwy, to już by się ziścił.

 

Błądzące widma dysku

 

Przestrzeń jest tak mocno zakrzywiona w pobliżu horyzontu, że obraz płaskiego dysku zostaje zwielokrotniony i pojawia się zarówno nad, jak i pod czarną dziurą

 

Dysk akrecyjny

 

Wpadająca do czarnej dziury materia tworzy wir obracający się niemal z prędkością światła. Siła odśrodkowa rozpłaszcza go jak naleśnik. Rozpędzane cząsteczki gazu świecą i wir zamienia się w gigantyczną neonówkę (Red )

 

* Fizyk matematyczny, szef Działu Nauki

http://wyborcza.pl/1,145452,18079247,Jak_sie_zyje_w_czarnej_dziurze_.html

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otwarcie Obserwatorium Bogdana Wszołka w Rzepienniku Biskupim (fotorelacja)

Artur Gawle

W poniedziałek otwarto oficjalnie obserwatorium astronomiczne w Rzepienniku Biskupim wybudowane przez dr Bogdana Wszołka. Wśród gości byli m.in. nasz jedyny kosmonauta: gen. Mirosław Hermaszewski oraz kosmolog, ks. prof. Michał Heller.

Jak czytamy na oficjalnej stronie: obserwatorium będzie świadczyć usługi edukacyjne z zakresu astronomii dla mieszkańców południowo-wschodniej Polski, prowadzić badania naukowe z zakresu astronomii na poziomie światowym i we współpracy z naukowymi ośrodkami w kraju i za granicą, organizować konferencje, zielone szkoły, praktyki studenckie, akcje obserwacyjne, prowadzić działalność wydawniczą oraz obsługiwać ruch turystyczny związany ze zwiedzaniem obserwatorium i planetarium.

Obserwatorium zlokalizowane jest w samym sercu malowniczej krainy Pogórza Ciężkowickiego. To bardzo dobre warunki astro-klimatyczne Rzepiennika Biskupiego, zdecydowały o lokalizacji obserwatorium. Obserwatorium stanęło na wzgórzu, na wysokości 350 m n.p.m. Pośród lasów, w oddaleniu od domostw okolicznych wsi, gdzie zanieczyszczenie nocnego nieba światłem sztucznym jest nikłe.

Poniżej fotorelacja z otwarcia.

fot. Artur Gawle

http://tarnow.in/otwarcie-obserwatorium-bogdana-wszolka-w-rzepienniku-biskupim/#!

 

post-31-0-52435200-1433834054_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spadochron się podarł, pojazd rozbił, ale NASA uznaje test za udany

 

Kolejna próba lądownika LDSD (Low-Density Supersonic Decelerator), który w przyszłości ma pomóc wyhamować załogowe lub towarowe pojazdy w rzadkiej atmosferze Czerwonej Planety, zakończyła się częściowym sukcesem. Spadochron, który miał zapewnić pojazdowi bezpieczne opadanie do Pacyfiku, podarł się, ale wcześniej - jak wskazują pierwsze analizy - zdołał się w pełni otworzyć.

 

Konstrukcja LDSD jest niezbędna, by na Marsa można było wysłać pojazd załogowy z ludźmi. Dotychczas stosowana technologia wyczerpała swoje możliwości przy okazji lądowania na Czerwonej Planecie ważącego około tony lądownika Curiosity. Zastosowany wtedy 15-metrowej średnicy spadochron nie będzie w stanie zapewnić bezpiecznego lądowania cięższym pojazdom. W przypadku LDSD, ważącego 3175 kilogramów, spadochron ma aż 30 metrów średnicy.

By przeprowadzić test systemów hamujących w warunkach podobnych do tych panujących na Czerwonej Planecie, gdzie ciśnienie atmosferyczne wynosi około procenta ciśnienia na poziomie morza na Ziemi, trzeba wynieść LDSD na wysokość ponad 50 kilometrów i nadać mu prędkość około 3 razy większą od prędkości dźwięku. Te etapy eksperymentu, podobnie jak przed rokiem, udało się przeprowadzić bez przeszkód.

Sukcesem zakończył się także pierwszy etap zwalniania pojazdu, polegający na rozłożeniu rodzaju rękawa czy też koła ratunkowego, które zwiększa powierzchnię natarcia. Układ SIAD (supersonic inflatable aerodynamic decelerator) otworzył się zgodnie z planem. Podobnie bez przeszkód rozpoczął się manewr rozwijania spadochronu, który jednak niestety natychmiast po tym, jak napełnił się powietrzem, uległ zniszczeniu. Podobnie było w poprzednim roku, ale wtedy spadochron rozerwał się jeszcze na etapie rozwijania. To oznacza pewien postęp, tym bardziej, że - jak twierdzi NASA - aparatura wykazała w tym roku większe opóźnienie lądownika w chwili rozłożenia spadochronu.

LDSD spadł do Pacyfiku i uległ częściowemu zniszczeniu, jednak NASA zdołała odzyskać nagrania z kamer wysokiej rozdzielczości, zainstalowanych na lądowniku, i ma nadzieję, że w ciągu kilku dni będzie w stanie je przeanalizować. Ich obraz powinien wyjaśnić, na ile modyfikacje spadochronu poprawiły jego działanie, a co jednak i tym razem zawiodło.

Kolejny lot LDSD planowany jest w przyszłym roku.

Zobacz przebieg eksperymentu:

Grzegorz Jasiński

 

http://www.rmf24.pl/nauka/news-spadochron-sie-podarl-pojazd-rozbil-ale-nasa-uznaje-test-za-,nId,1832144

 

Chwila rozerwania się spadochronu (na dole po lewej)

/NASA TV /

post-31-0-14929900-1433918716.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 czerwca ?Kosmos? zagości w Falenicy

 

13 czerwca br. w Zespole Szkół nr 111 w Falenicy (dzielnica Wawer) w Warszawie odbędzie się Piknik Naukowy ?Kosmos wokół nas?. Fundacja Edukacji Astronomicznej i Centrum Badań Kosmicznych PAN przygotowały ciekawy program na ?randkę z Kosmosem? dla dzieci, młodzieży i dorosłych.

 

Piknik kosmiczny będzie główną atrakcją szkolnego Festynu Rodzinnego, który w tym roku obchodzony będzie pod hasłem ?Kosmos wokół nas?. Impreza ta odbywa się zawsze w I połowie czerwca.  W skład Zespołu Szkół nr 111 wchodzi Szkoła Podstawowa Nr 76 im. 13 Dywizji Piechoty Strzelców Kresowych oraz Gimnazjum nr 101.

 

Piknik rozpocznie się o godz. 11:30 pokazami w mobilnym planetarium pt. ?Drogowskazy na niebie?, a zakończą go starty rakiet, zbudowane przez dzieci na warsztatach rakietowych, o godz. 15:30. ?Kosmici? rozbiją bazę zarówno na zewnątrz szkoły (specjalny namiot na parkingu i baterie teleskopów) oraz wewnątrz budynku, zajmując aż dwa jego piętra czyli głównie korytarze i wybrane sale lekcyjne.

Przez cały czas trwania imprezy będzie można spotykać się z inżynierami z Centrum Badań Kosmicznych PAN (warsztaty CBK PAN) oraz z przyszłymi inżynierami, czyli studentami z Politechniki Warszawskiej ze Studenckiego Koła Astronautycznego (warsztaty SKA) i dowiedzieć się, jakie zbudowali urządzenia na misje kosmiczne, czy i w jakich misjach kosmicznych Polska bierze udział, kto może zbudować satelitę czy łazika marsjańskiego i co zrobić, aby zostać inżynierem kosmicznym. Uczestnicy pikniku usłyszą, także po co nam te wszystkie badania kosmiczne i czy używamy na co dzień rzeczy zbudowanych na potrzeby misji kosmicznych.

Ale to nie koniec atrakcji. Na miłośników obserwacji nieba będą czekały teleskopy do obserwacji Słońca (Laboratorium Słońca) i astronomiczne multimedialne warsztaty komputerowe, które pomogą zrozumieć, jak poruszają się galaktyki, gwiazdy, planety i inne, mniejsze obiekty w kosmosie oraz dlaczego to wszystko się kręci.

Natomiast na wszystkich zwiedzających będą czekały różne eksperymenty. Będzie można bombardować Ziemię meteoroidami i innymi obiektami z kosmosu (warsztaty kraterowania), zbudować z klocków Lego Mindstrom i zaprogramować roboty (warsztaty robotyczne), pomóc stworzyć kometę (warsztaty kometarne) czy pod okiem specjalistów zbudować własną rakietę, którą potem będzie można wystrzelić (warsztaty rakietowe). Ponadto na uczestników pikniku będą czekały także eksperymenty fizyczne, np. z półkulami magdeburskimi, komorą próżniową czy wagami księżycową i wenusjańską (warsztaty SKA), a dla najmłodszych wycinanki, kolorowanki, puzzle czy możliwość złożenia własnego modelu satelity Lem.

Mamy nadzieję, że pogoda i humory nam dopiszą oraz że oprócz dobrej zabawy uczestnicy pikniku wyniosą z niego sporą garść informacji o kosmosie i pomysły na własne misje kosmiczne oraz że zostaną ambasadorami polskich badań kosmicznych. 

Kontakt dla mediów:

Paweł Z. Grochowalski,

Tel.: 512 251 335,

E-mail: [email protected]

Źródło: Fundacja Edukacji Astronomicznej - astroedukacja.org

http://orion.pta.edu.pl/13-czerwca-kosmos-zagosci-w-falenicy

Zespół Szkół nr 111, Falenica, Warszawa.

 

post-31-0-14602300-1433918865_thumb.jpg

post-31-0-77058800-1433918874_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z ilu satelitów skorzystaliście dziś rano? [List ambasadorów Niemiec i Francji]

 

Pierre Buhler (ambasador Francji w Polsce), Rolf Nikel (ambasador Niemiec w Polsce)

 

Polacy, inwestujcie w kosmos! Pierre Buhler i Rolf Nikel - ambasadorowie Francji i Niemiec w Polsce - przesłali nam list, w którym zachęcają polskie firmy, ośrodki naukowe i administrację publiczną do śmiałego włączania się w europejskie programy kosmiczne. To się nam opłaci - przekonują.

 

Z ilu satelitów skorzystaliśmy dziś rano?

Tysiące kilometrów ponad naszymi głowami po orbicie Ziemi krążą niewidoczne dla nas satelity. Stosowane w nich zaawansowane technologie pozostają dla wielu z nas zagadką. Wydaje nam się, że kosmos będący przedmiotem badań naukowców, którzy go obserwują i organizują misje, ma niewiele wspólnego z naszymi codziennymi sprawami. Prawda jest jednak taka, że dla współczesnego życia technologie kosmiczne są ogromnie ważne. Dziś rano skorzystaliśmy zapewne z około czterdziestu satelitów, mimo że ani nie mogliśmy ich dotknąć, ani nawet zobaczyć. Używamy ich jednak, gdy włączamy telewizor z setkami kanałów, łączymy się z internetem, przeprowadzamy operacje bankowe, planujemy podróż, jedziemy samochodem w nieznane miejsce lub wybieramy najmniej zakorkowaną trasę przejazdu, sprawdzamy prognozę pogody lub spodziewany czas lądowania samolotu na warszawskim lotnisku - tę listę można by ciągnąć w nieskończoność!

Sektor kosmiczny ma kluczowe znaczenie dla funkcjonowania współczesnych społeczeństw. Telekomunikacja opiera się w dużej mierze na satelitach. Internet wykorzystuje systemy geolokalizacji. Zarówno telefony komórkowe, jak i urządzenia instalowane w samochodach korzystają z satelitarnych systemów nawigacji (GPS, Galileo i inne) oraz satelitów obserwujących Ziemię.

W służbie środowiska

Aby skutecznie przewidywać pogodę, sieć specjalnie wyposażonych satelitów meteorologicznych zbiera informacje z całego świata. Europejska Organizacja Eksploatacji Satelitów Meteorologicznych (EUMETSAT) zarządza kilkoma takimi urządzeniami, które przez 24 godziny na dobę, 365 dni w roku obserwują atmosferę, lądy i oceany, a następnie przekazują zebrane dane Państwowym Instytutom Badawczym krajów będących członkami organizacji (w tym Polski) oraz państw współpracujących.

Działający na całym świecie system ARGOS za pomocą sześciu satelitów zbiera dane, które następnie są opracowywane w dwóch ośrodkach: w Waszyngtonie (USA) i w Tuluzie (Francja). Celem jego działań jest namierzanie zaginionych statków oraz dostarczanie informacji na temat położenia obiektów unoszących się na wodzie, z dokładnością do 150 metrów. System ARGOS służy też do zbierania i analizowania danych atmosferycznych i oceanograficznych, jak również wszelkich informacji dotyczących klimatu.

Satelita TerraSAR-X monitoruje środowisko naturalne i obszary rolnicze, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii ekologicznych. Sektor kosmiczny jest obecnie kluczowy dla obserwacji zmian klimatycznych. Dzięki analizie danych zbieranych przez satelity lepiej rozumiemy, jakim procesom podlega klimat na Ziemi, i możemy przewidywać jego przyszłe zmiany.

W służbie zarządzania kryzysowego

W sytuacji katastrofy ekologicznej systemy ochrony cywilnej wykorzystują dane zbierane przez satelity, żeby jak najwcześniej ocenić zagrożenie i zminimalizować szkody. Informacje geograficzne pochodzące ze źródeł zbierających dane w czasie niemal rzeczywistym służą do zapewniania precyzyjnych wskazówek nawigacyjnych. Ważnym czynnikiem umożliwiającym skuteczne interwencje jest system niezawodnej komunikacji między zespołami pracującymi w terenie. Choć obserwacje kosmiczne nie są w stanie przeciwdziałać katastrofom, łatwo sobie wyobrazić, jak dramatycznie wzrosłoby zagrożenie dla ludzkiego życia, gdyby nie śledzono przebiegu cyklonów czy powodzi. W przypadku innych źródeł zagrożenia, takich jak na przykład konflikt na Ukrainie, satelity również odgrywają ważną rolę.

Dla programów związanych z obroną i bezpieczeństwem narodowym znaczącym źródłem informacji są obrazy satelitarne, dzięki którym możliwe jest zbieranie danych na temat danego obszaru, jego dyskretna obserwacja i regularny monitoring dowolnego punktu na Ziemi. System Pleiades, na który składają się dwa satelity wyposażone w skanery elektro-optyczne dające obraz o bardzo wysokiej rozdzielczości, umożliwia codzienną obserwację dowolnego miejsca na Ziemi i dostarczanie na bieżąco cennych informacji na temat wszelkich wykrytych zmian.

Obrazy dostarczane przez satelity pozwalają państwom na skuteczną obserwację i ochronę swoich granic lądowych i morskich, jak również wszelkich kluczowych obiektów. Satelity monitorujące Ziemię umożliwiają zbieranie informacji dniem i nocą, niezależnie od warunków atmosferycznych.

Czy można sobie wyobrazić, jak wyglądałoby współczesne życie, gdybyśmy nie dysponowali satelitami, z których codziennie korzystamy, nawet o tym nie wiedząc?

Źródło wzrostu gospodarczego

Oprócz kluczowej roli, jaką sektor kosmiczny odgrywa w życiu codziennym współczesnego społeczeństwa, związane z nim technologie i wiedza przyczyniają się do zwiększenia konkurencyjności i wzrostu gospodarki - nie tylko samej branży kosmicznej, ale też wielu innych. Raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) z roku 2014 prezentuje imponujące dane makroekonomiczne dotyczące najnowszych kierunków rozwoju i perspektyw na przyszłość.

W roku 2013 sektor kosmiczny zatrudniał 900 tys. ludzi na całym świecie (w tym pracowników administracji publicznej). W tym samym roku przychody w tym sektorze wyniosły około 256 miliardów dolarów - z czego 58 proc. pochodziło z usług dla konsumentów. Przykładowo we Francji jedno euro zainwestowane w przemysł kosmiczny daje 20 euro korzyści dla gospodarki.

W roku 2014 w branży kosmicznej we Francji pracowało około 180 tys. osób, w tym 17 tys. bezpośrednio zatrudnionych w przemyśle kosmicznym.

W Niemczech sytuacja wygląda podobnie: jedno euro wydatków przynosi 16 euro korzyści, a według statystyk podawanych przez Związek Niemieckiego Przemysłu Aeronautycznego (BDLI) przedsiębiorstwa działające w tej branży w roku 2012 zatrudniały 100 tys. 700 osób i osiągnęły przychód w wysokości 28 miliardów euro.

Źródło innowacji

Sektor kosmiczny przyczynia się do rozwoju zaawansowanych technologii, które znajdują zastosowanie również w innych branżach, gdzie często też są dalej rozwijane. Istnieje wiele przykładów korzystnych rozwiązań opartych na wiedzy i technologii związanej z branżą kosmiczną: panele słoneczne, implantowane monitory czynności serca, leczenie nowotworów, produkcja lekkich materiałów, metody oczyszczania wody, zaawansowane technologie informatyczne, globalne systemy ratownicze.

Co więcej, innowacje wykorzystywane w sektorze kosmicznym, na przykład te związane z miniaturyzacją urządzeń, stanowią siłę napędową dla nowych rozwiązań stosowanych w innych branżach przemysłu i usług, dzięki którym zwiększa się wydajność i obniżają koszty - co z kolei poprawia jakość usług i przyczynia się do zwiększenia obrotów instytucji i przedsiębiorstw działających w sektorze kosmicznym. Wiele branż rozwija się i otwiera na innowacje dzięki wsparciu przemysłu kosmicznego.

 

Współpraca europejska

 

W roku 2012 Polska przystąpiła do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), jako dwudzieste z jej państw członkowskich. Roczny wkład Polski w budżet Agencji wynosi 30 milionów euro, co stanowi znaczącą i bardzo obiecującą sumę.

 

Od stycznia 2015 roku działa też powołana przez rząd Polska Agencja Kosmiczna, której celem jest koordynacja polskiej polityki kosmicznej oraz wspieranie rozwoju przemysłu kosmicznego. 12 marca 2015 roku Agencja podpisała pierwszą umowę o współpracy z francuskim Państwowym Ośrodkiem Badań Kosmicznych (CNES). W przyszłości podobna umowa ma również zostać podpisana z Niemiecką Agencją Kosmiczną (DLR).

 

Skuteczne działania w sektorze kosmicznym wymagają współpracy międzynarodowej, mającej na celu podział kosztów uruchamianych programów oraz wspólny rozwój wiedzy i kompetencji. Doskonałym przykładem takiego właśnie działania opartego na międzynarodowej współpracy jest ESA, która przez ostatnie czterdzieści lat uruchomiła szereg niezwykłych programów kosmicznych, obejmujących różnego rodzaju działania:

 

- Budowa rakiet nośnych Ariane (obecnie Ariane 5, a w przyszłości również Ariane 6), pozwalających krajom europejskim samodzielnie dostarczać satelity na orbitę.

 

- Program badań kosmicznych, w ramach którego kilka miesięcy temu sonda Rosetta osadziła na komecie lądownik Philae. W misję zaangażowana jest Polska, która między innymi dostarczyła penetrator MUPUS, służący do pobierania próbek gruntu.

 

- Program "Przestrzeń kosmiczna w służbie obywateli", który w ostatnich latach należy do priorytetowych działań ESA. Jednym z programów prowadzonych we współpracy z Komisją Europejską jest europejski system nawigacji Galileo, który wkrótce ma zostać uruchomiony i na który docelowo będzie się składać trzydzieści satelitów. Komisja Europejska, we współpracy z ESA i Europejską Agencją Środowiska (EEA), nadzoruje też program Copernicus, w ramach którego pięć satelitów Sentinel ma monitorować powierzchnię lądów i oceanów naszej planety i dostarczać ich zobrazowanie o niezwykle wysokiej jakości i częstotliwości. Dane te mają być bezpłatnie udostępniane wszystkim zainteresowanym, co umożliwi firmom rozwój i uruchamianie nowych usług. W obecnej chwili w ramach tego programu prowadzi się obserwacje pól uprawnych, prognozuje zbiory, monitoruje zbiorniki wodne i zapewnia innego rodzaju informacje geograficzne.

 

Sukces wszystkich tych misji zależy od europejskiej współpracy. Niektóre z nich otrzymują wsparcie państwowych agencji kosmicznych, z których najbardziej aktywne są francuska (CNES) i niemiecka (DLR), jak również Komisja Europejska.

 

Ambitne firmy rozwijają się w nowych gałęziach przemysłu, takich jak budowa i integracja satelitów czy projektowanie elektroniki dla urządzeń kosmicznych. Dzięki polskiej edycji ogólnoeuropejskiego konkursu dotyczącego nawigacji satelitarnej (European Satellite Navigation Competition, znany także pod nazwą "Galileo Masters") powstaną zapewne nowe innowacyjne przedsiębiorstwa (start-upy).

 

Jako że Polska dołączyła już do "europejskiego klubu kosmicznego", nastał doskonały moment, żeby włączyła się w najciekawsze europejskie programy kosmiczne, takie jak sonda Jupiter Icy Moon Explorer (JUICE) czy serię satelitów meteorologicznych MetOp-SG.

 

Prezydent Komorowski podkreślał niedawno, że polska gospodarka musi stać się innowacyjna, aby skutecznie konkurować z innymi. Dołączenie do Niemiec i Francji jako znaczących graczy w sektorze kosmicznym stanowi dla Polski szansę rozwinięcia przemysłu kosmicznego, co korzystnie wpłynie także na inne gałęzie gospodarki, tak jak w Niemczech i we Francji.

 

Pierre Buhler

Ambasador Francji w Polsce

Rolf Nikel

Ambasador Niemiec w Polsce

 

http://wyborcza.pl/1,75400,18089851,Z_ilu_satelitow_skorzystaliscie_dzis_rano___List_ambasadorow.html

Antena systemu Galileo na stacji w Kirunie (Szwecja) (fot. ESA)

 

 

post-31-0-51447500-1433918997_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebawem wróci na Ziemię, ale w Kosmosie pobiła dwa ważne rekordy

Żadna kobieta nie przebywała na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej tak długo jak Samantha Cristoforetti. To nie jedyny rekord, jaki pobiła Włoszka, która lada dzień powróci na Ziemię.

Samantha Cristoforetti ustanowiła rekord w sobotę o godz. 15.04 czasu uniwersalnego. Do tego czasu Cristoforetti przebywała na stacji 194 dni, 18 godzin i 2 minuty. Włoszka na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ang. International Space Station, w skrócie ISS) spędzi jeszcze chwilę - na Ziemię ma wrócić 11 czerwca. Jeżeli powrót odbędzie się zgodnie z planem, łączny czas spędzony przez Cristoforetti w Kosmosie wyniesie 199 dni, 16 godzin i 42 minuty.

Poprzedni rekord należał do Sunity Williams, amerykańskiej astronautki.

Nie tak to miało być

Rekordowy pobyt kobiety na stacji nie był planowany. Pierwotnie Cristoforetti miała wrócić na Ziemię 12 maja. Opóźnienie zostało spowodowane przez katastrofę Progressa, do której doszło pod koniec kwietnia.

To nie jedyny rekord

Cristoforetti stała się także najdłużej przebywającym na ISS astronautą związanym z Europejską Agencją Kosmiczną (ang. European Space Agency, w skrócie ESA). Poprzedni rekord ustanowiony został w lipcu 2012 roku przez Holendra André Kuipersa. Przebywał on na stacji 192 dni, 18 godzin i 58 minut.

Posiadaczem rekordu przebywania w przestrzeni kosmicznej na jednej misji jest sowiecki kosmonauta Walerij Poljakow, który w 1995 roku po orbicie krążył przez 437 dni, 17 godzin i 58 minut.

Na filmie poniżej moment, w którym Cristoforetti zaczyna swoją przygodę na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej:

Źródło: space.com

Autor: mab/map

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/niebawem-wroci-na-ziemie-ale-w-kosmosie-pobila-dwa-wazne-rekordy,171028,1,0.html

 

post-31-0-77161100-1433920223_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę państwa, oto... Ceres

NASA opublikowała film animowany, poświęcony planecie karłowatej Ceres, złożony ze zdjęć wykonanych przez badającą ją sondę Dawn. Film pokazuje pokrytą kraterami, kosmiczną skałę z unikatowej perspektywy. 80 zdjęć, które wykorzystano w animacji, pochodzi z badań prowadzonych z dwóch orbit, z wysokości 13600 kilometrów i 5100 kilometrów. Analiza nakładających się obrazów pozwoliła na ukazanie szczegółów powierzchni w trzech wymiarach, przy czym wymiary w pionie zwiększono dwukrotnie.

Wykorzystaliśmy trójwymiarowy model terenu oparty na dotychczas przesłanych przez sondę obrazów - tłumaczy członek zespołu badawczego sondy Dawn, Ralf Jaumann z German Aerospace Center (DLR) w Berlinie. W miarę postępów misji kolejne modele będą zawierały coraz więcej szczegółów. Pokażą je zdjęcia wykonywane z coraz niższych orbit - dodaje. Od 3 czerwca sonda Dawn pracuje na kolejnej orbicie, obserwuje Ceres z wysokości 4400 kilometrów.

 

Dawn to pierwsza w historii misja do planety karłowatej, właśnie Ceres, to także pierwsze misja, w której sonda okrąży dwa odległe od siebie obiekty. Pierwszym z nich była protoplaneta Westa z pasa planetoid, którą Dawn badała przez 14 miesięcy w 2011 i 2012 roku. W rejonie Ceres znalazła się w marcu 2015 roku.

 

Grzegorz Jasiński

http://www.rmf24.pl/nauka/news-prosze-panstwa-oto-ceres,nId,1832351

Ceres w obiektywie sondy Dawn

/ NASA/JPL-Caltech/UCLA/MPS/DLR/IDA /

 

post-31-0-87587800-1434002817.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prognoza pogody dla egzoplanet

Toronto - "Rano pochmurno, natomiast po południu upalnie z bezchmurnym niebem". Zgodnie z najnowszymi badaniami powyższe zdanie może opisywać typowy, letni dzień w wielu miejscach na Ziemi. Jednak według badań prowadzonych przez międzynarodowy zespół astrofizyków z Uniwersytetu w Toronto może się ono odnosić także do planet pozasłonecznych (tzw. egzoplanet).

Korzystając z obserwacji wykonanych przez Teleskop Kosmiczny Kepler odkryto dowody na istnienie cyklicznych zmian pogodowych na sześciu egzoplanetach będących w innych fazach (zmieniających się wraz ze zmianą powierzchni planety oświetlonej przez gwiazdę). Takie zmiany faz przejawiają się jako zmiany porcji światła odbitego od gwiazd tych planet. Przypomina to sposób, w jaki nasz Księżyc przechodzi cyklicznie przez kolejne fazy.

Na czterech z sześciu badanych planet są oznaki występowania pochmurnych poranków, natomiast na dwóch pozostałych gorących i pogodnych popołudni. Pogoda na egzoplantetach jest ustalana na podstawie zmian pojawiających się wraz z ich ruchem wokół gwiazd, a także określaniu ich cyklu dni i nocy.

Obserwowano planety przechodzące przez kolejne fazy cyklu, od maksymalnego oświetlenia przez gwiazdę, aż do momentu, kiedy w ogóle nie padało na nią światło. Ponieważ planety te znajdują się bardzo blisko swoich gwiazd można się spodziewać, że będą krążyć wokół nich przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, tak jak większość obiektów w naszym układzie słonecznym. To powoduje wschodni ruch powierzchni planety i wschodni ruch wiatrów atmosferycznych. W związku z tym wiatry formujące się po stronie planety, na której panuje noc, a co za tym idzie, gdzie temperatura jest niższa, powinny być wdmuchnięte nad część planety, na której jest ranek.

Jako że wiatry przemieszczają chmury nad nasłonecznioną część planety, ogrzewają się one i rozpraszają, pozostawiając wieczorne niebo bezchmurnym. Wiatry te także przesuwają ciepłe powietrze na wschód od południka, na którym jest środek dnia, co skutkuje wysokimi temperaturami po południu.

Dla czterech planet zanotowano- na podstawie danych pochodzących z Keplera- nadmierną jasność w momencie , gdy widoczna jest poranna część planety. Natomiast dla dwóch innych, gdy widoczna jest część planety, na której jest wieczór.

Porównując wcześniej ustalone temperatury planet z pomiarami cyklicznych zmian wykonanymi przez Keplera wywnioskowano, że nadmierna jasność na porannej części planety jest prawdopodobnie wynikiem odbitego światła pochodzącego od gwiazdy. Te cztery planety nie są wystarczająco ciepłe, aby ta nadmierna jasność mogła być spowodowana przez emisję ciepła. Natomiast dodatkowe światło widziane na dwóch bardzo gorących planetach może być spowodowane promieniowaniem cieplnym. Prawdopodobnie wiatry przenoszą ciepło na wieczorną stronę, co powoduję występowanie nadmiernej jasności.

Teleskop Keplera był idealnym instrumentem do badania zmian faz egzoplanet. Bardzo precyzyjne pomiary i szeroki zakres danych, jaki dostarczył umożliwiły rejestrowanie i badanie nawet niewielkich sygnałów z bardzo odległych układów. Większość badanych planet była bardzo ciepła i duża, z temperaturami przekraczającymi 1600 stopni Celsiusa i rozmiarami porównywalnymi z wielkością Jowisza. Warunki te znacznie odbiegały od sprzyjających do życia, jednak były idealne do badania faz.

Dane pochodzące z Keplera były już wcześniej używane do pomiaru temperatury na tych planetach, jednak jest to pierwszy przypadek, gdy zmiany faz były użyte do pomiarów jasności w zależności od oświetlonej części tych sześciu planet.

Wykrywanie światła pochodzącego z tych planet oddalonych o setki, a nawet tysiące lat świetlnych jest niezwykłe. Jednak kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że zmiany cyklicznych faz mogą być nawet sto tysięcy razy słabsze od gwiazdy, staje się to wręcz zdumiewające.

Zbliżające się misje kosmiczne powinny odkryć więcej małych planet wokół jasnych gwiazd, które staną się celem dokładnych badań. Pewnego dnia powinniśmy być w stanie mówić o prognozach pogody dla obcych światów niewiele większyc.h od Ziemi i porównywać je z naszą planetą.

 

Dodała: Weronika Łajewska

Poprawił: Michał Matraszek

Źródło: EurekAlert

http://news.astronet.pl/7613

Artystyczna wizja egzoplanety z pochmurnym porankiem i przyjrzystym, upalnym popołudniem. Przedstawia cykliczne zmiany faz, co pokazuje jak zmienia się wygląd planety widzianej z Ziemi w zależności od stopnia oświetlenia przez gwiazdę.

 

Dodała: Weronika Łajewska

 

Źródło: EurekAlert

 

post-31-0-02964000-1434002937_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Warszawie odbędą się warsztaty dla firm zainteresowanych współpracą z ESO

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wspólnie z partnerami zorganizuje na początku lipca jednodniowe warsztaty dla firm i instytutów naukowo-technicznych zainteresowanych wykonywaniem zleceń dla Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO).

Warsztaty, które odbędą się na początku lipca, mają być okazją dla polskich firm z wielu różnych branż oraz dla instytutów naukowo-technicznych na nawiązanie kontaktów i poznanie zasad udziału w przetargach ogłaszanych przez Europejskie Obserwatorium Południowe (ESO).

 

W trakcie warsztatów przedstawiciele ESO omówią aktualne zapotrzebowanie organizacji w stosunku do przemysłu, obowiązujące procedury przetargowe oraz kryteria stosowane przy wyborze wykonawców kontraktów. Będzie można także spotkać się indywidualnie z przedstawicielami ESO. Dodatkowo polskie firmy będą mogły wygłosić własne krótkie prezentacje. Warsztaty mają także ułatwić współpracę pomiędzy polskimi podmiotami, aby mogły skuteczniej rywalizować na forum międzynarodowym o kontrakty.

 

Są to już drugie ?Warsztaty ESO dla przemysłu?, poprzednie odbyły się w 2013 roku, jednak wtedy perspektywa dla polskich firm była nieco odległa, natomiast obecnie umowa o wstąpieniu Polski do ESO jest już podpisana, a w kwietniu prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o ratyfikacji umowy. Oznacza to, że polskie przedsiębiorstwa będą mogły startować w przetargach ogłaszanych przez ESO.

 

ESO jest organizacją naukowo-techniczną zajmującą się obserwacjami kosmosu prowadzonymi z powierzchni Ziemi. Posiada olbrzymie teleskopy i obserwatoria na pustyni Atakama w Chile. Nieustannie modernizuje swoje instrumenty oraz infrastrukturę, co oznacza zamówienia dla przemysłu krajów członkowskich.

 

Aktualnie ESO rozpoczyna gigantyczną inwestycję o budżecie przekraczającym miliard euro ? budowę teleskopu E-ELT o średnicy 39 metrów, który będzie największym tego typu instrumentem badawczym na świecie. Inwestycja obejmuje także budowę całej infrastruktury tego dużego kompleksu naukowego.

 

Szczególnie zainteresowane współpracą z ESO mogą być branże takie, jak sektory nowoczesnych technologii, elektronika oraz IT (np. detektory, systemy bezpieczeństwa, software, hardware), automatyka przemysłowa, budownictwo, inżynieria mechaniczna (np. produkcja konstrukcji stalowych, silników, łożysk, metrologia), systemy zasilania, sprzęt ciężki, inżyniera lądowa (konstrukcja kopuł, modelowanie trzęsień ziemi, modelowanie wiatrów), optyka (systemy optyczne, lasery, powłoki optyczne), kriogenika i HVAC (materiały do chłodzenia, kompresory, pompy próżniowe, ogrzewanie, wentylacja, klimatyzacja) oraz wiele innych.

 

?Udział Polski w ESO to nie tylko korzyści naukowe dla naszego kraju, ale przede wszystkim korzyści dla gospodarki. Polskie przedsiębiorstwa będą mogły teraz startować w przetargach na budowę instrumentów i detektorów, a także różnych elementów infrastruktury ESO oraz korzystać z transferu najnowszych technologii? - powiedział prof. dr hab. Marek Sarna (CAMK PAN).

 

Organizatorami warsztatów, które odbędą się 3 lipca 2015 r. w budynku CAMK PAN przy ul. Bartyckiej 18, są: Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Polskie Towarzystwo Astronomiczne oraz Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika PAN (CAMK PAN).

 

Szczegółowe informacje na temat warsztatów, ich program oraz formularz rejestracyjny znajdują się na stronie internetowej.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

cza/ mrt/

Tagi: eso , firmy , warsztaty

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405374,w-warszawie-odbeda-sie-warsztaty-dla-firm-zainteresowanych-wspolpraca-z-eso.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Philae się znalazł?

Długo poszukiwany lądownik Philae prawdopodobnie właśnie się odnalazł - pisze na swej stronie internetowej czasopismo "New Scientist". Europejska Agencja Kosmiczna, która próbuje odnaleźć pojazd od chwili jego lądowania na powierzchni jądra komety 67P/Churiumov-Gerasimenko w listopadzie ubiegłego roku, wykluczyła właśnie cztery z pięciu miejsc, gdzie mógł się znajdować. Odkrycie jest wciąż tylko prawdopodobne, nie pewne, bo na razie nie sposób jeszcze potwierdzić, że Philae rzeczywiście w tym piątym miejscu jest.

 

Lądowanie Philae nie przebiegło w do końca kontrolowany sposób - pojazd odbił się dwukrotnie, by w końcu wylądować na boku, w cieniu jakiegoś klifu. Ta lokalizacja sprawiła, że baterie słoneczne pojazdu nie otrzymywały odpowiedniej ilości światła i lądownik po wykonaniu tylko części badań zapadł w stan hibernacji.

Krążąca wciąż wokół jądra komety 67P/Churiumov-Gerasimenko sonda Rosetta próbowała od tego czasu znaleźć Philae, wykorzystując do tego kamerę wysokiej rozdzielczości OSIRIS. Wygląda na to, że na zdjęciach z grudnia udało się lądownik wypatrzeć.

Zespół opracowujący obrazy kamery OSIRIS wytypował pięć możliwych miejsc lądowania na podstawie zdjęć wykonanych przez sondę Rosetta z wysokości 18 kilometrów. Pojedynczy piksel ma około 34 centymetrów, co oznacza, że cały pojazd zajmuje najwyżej parę pikseli. Teraz porównano lokalizację tych miejsc z wynikami radarowego eksperymentu CONSERT, który wykonano jeszcze zanim Philae zamilkł. Na podstawie tych danych wyznaczono elipsę o wymiarach 16 na 160 metrów, gdzie lądownik powinien się znajdować. Tylko jedno z pięciu wybranych miejsc znajduje się w pobliżu tej elipsy. Co więcej porównanie zdjęć tego miejsca wykonanych 22 października i w połowie grudnia pokazuje, że w grudniu jest tam coś, czego nie było wcześniej.

 

Fakt, że jasny punkt pojawia się zarówno na zdjęciach z 12, jak i 13 grudnia wskazuje, że nie jest to błąd kamery. Nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, że to Philae. Symulacja oświetlenia baterii słonecznych pojazdu w porze wykonania tych zdjęć wskazuje na to, że nie powinny stanowić aż tak jasnej plamy. Być może więc, na powierzchni jądra komety zbliżającej się wciąż do Słońca doszło tam do jakiejś zmiany i to właśnie ją obserwujemy.

Ta wątpliwość może nie być łatwa do rozstrzygnięcia, bowiem jądro komety jest już znacznie bliżej Słońca i staje się na tyle aktywne, że Rosetta nie może zbliżyć się do niego na odległość mniejszą, niż 20 kilometrów. Wykonanie lepszych zdjęć nie będzie raczej możliwe. jest jednak inna nadzieja, być może rosnący poziom oświetlenia zdoła podładować baterie Philae i lądownik się obudzi. jeśli zdołałby uruchomić aparaturę i nawiązać łączność z Rosettą, coś mogłoby się jeszcze wyjaśnić. Naukowcom pozostaje oczekiwanie.

 

Grzegorz Jasiński

http://www.rmf24.pl/nauka/news-philae-sie-znalazl,nId,1833772

Czy to Philae?

/ ESA/Rosetta/MPS for OSIRIS Team MPS/UPD/LAM/IAA/SSO/INTA/UPM/DASP/IDA /

Zobacz cały rejon poszukiwań

/Ellipse: ESA/Rosetta/Philae/CONSERT; Image: ESA/Rosetta/MPS for OSIRIS Team MPS/UPD/LAM/IAA/SSO/INTA/UPM/DASP/IDA /

 

Porównanie zdjęć z października i grudnia

/ESA/Rosetta/MPS for OSIRIS Team MPS/UPD/LAM/IAA/SSO/INTA/UPM/DASP/I /

post-31-0-46884200-1434091797.jpg

post-31-0-44211200-1434091805.jpg

post-31-0-73684900-1434091815.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samantha wróciła na Ziemię

 

Zakończył się najdłuższy w historii kosmiczny lot kobiety. Włoszka Samantha Cristoforetti z ESA wraz z kolegami Amerykaninem Terrym Virtsem z NASA i Rosjaninem Antonem Szkaplierowem z agencji Roskosmos wróciła na pokładzie statku kosmicznego Sojuz na Ziemię. Dziś o godzinie 12:20 czasu polskiego Sojuz TMA-15M odłączył się od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Wylądował w rejonie Dżeskazganu w Kazachstanie o 15:44.

 

Misja Virtsa, Szkaplierowa i Cristoforetti rozpoczęła się w listopadzie ubiegłego roku i trwała dłużej, niż planowano, aż 199 dni. Pierwotnie mieli wracać na Ziemię w maju, ale powrót opóźniono w związku z katastrofą statku towarowego Progress 58, który po starcie 28 kwietnia nie wszedł na właściwą orbitę i ostatecznie spłonął w atmosferze.

Cristoforetti przez cały czas misji byłą bardzo aktywna na portalach społecznościowych, a dodatkowy czas misji wykorzystała do przygotowania popularnych w internecie filmów, które pokazały kulisy codziennego życia załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w tym np. kosmicznej toalety.

Przed zajęciem miejsca w Sojuzie Virts przekazał dowodzenie Międzynarodową Stacją Kosmiczną rosyjskiemu kosmonaucie Giennadijowi Padałce. Wraz z nim na pokładzie ISS pozostali dwaj członkowie załogi 44, Michaił Kornijenko i Amerykanin Scott Kelly. Obaj biorą udział w historycznej misji, która ma potrwać cały rok. Załoga 44 będzie w komplecie dopiero w lipcu, kiedy na pokładzie kolejnego Sojuza przybędą na orbitę Rosjanin Oleg Kononienko, Amerykanin Kjell Lindgren i Japończyk Kimiya Yui.

Artykuł pochodzi z kategorii: Nauka

Grzegorz Jasiński

http://www.rmf24.pl/nauka/news-samantha-wrocila-na-ziemie,nId,1833462

post-31-0-89994000-1434091917.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkanie z ?Kosmosem? na Białołęce przyciągnęło tłumy

 

W sobotę 30 maja 2015 r. w Zespole Szkół nr 43 w dzielnicy Zielona Białołęka w Warszawie odbył się pierwszy z serii Pikników Naukowych ?Kosmos wokół nas?. Dopisała pogoda i ludzie. Wszystkie przygotowane atrakcje cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Najwięcej emocji wzbudziły starty rakiet.

 

Sprawcą całego zamieszania była Fundacja Edukacji Astronomicznej we współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN oraz Zespołem Szkół nr 43 w Warszawie. Piknik Naukowy ?Kosmos wokół nas? był imprezą towarzyszącą Pikniku Rodzinnego, który odbywa się co roku w budynku szkoły na ul. Kobiałka 49.

 

Mieszkańcy sąsiadujących ze szkołą osiedli mieli możliwość spotkania z Kosmosem i zobaczenia, że nie jest wcale tak odległy, jak się wszystkim na co dzień wydaje oraz że Polacy mają spore sukcesy w jego zdobywaniu i oswajaniu.

 

O godz. 10.00 Piknik Naukowy rozpoczęły pokazy w mobilnym planetarium oraz warsztaty robotyczne. Po chwili dołączyły się kolejne atrakcje, czyli warsztaty: rakietowe, kraterowania, kometarne, astronomiczne, CBK PAN i SKA oraz Laboratorium Słońca. Wszystko było tak ułożone czasowo, aby każdy uczestnik Pikniku mógł obejrzeć wszystkie zaplanowane atrakcje. 

Drogowskazy na niebie

Tradycyjnie największym powodzeniem cieszyły się pokazy w mobilnym planetarium. W czasie 4 godzin, podczas których wyświetlane były na przemian ok. 20 minutowe prezentacje pt. ?Drogowskazy na niebie? i Gwiezdne opowieści (dla młodszych dzieci), ponad 200 osób dowiedziało się mnóstwa ciekawy rzeczy odnośnie Księżyca czy rozgwieżdżonego nieba nad naszymi głowami. Uczestnicy pokazu uczyli się wyszukiwać i rozpoznawać najjaśniejsze gwiazdy na niebie, m.in.  Arktura, Spikę, Wegę, Mizara czy Gwiazdę Polarną. Dowiedzieli się także czym są gwiazdozbiory, jak się dzielą, które z nich należą do grupy niezachodzących, jakie są wiosenne, a jakie letnie oraz nauczyli się rozpoznawać je na niebie. Atrakcji było znacznie więcej, m.in. zdjęcia i filmy o Drodze Mlecznej, której na co dzień mieszkańcy Warszawy nie mają szans samodzielnie zobaczyć na niebie z powodu dużego zaświetlenia nieba w nocy. Nie zabrakło także informacji o meteorach, deszczach meteorów i o meteorytach. Spotkanie z mobilnym planetarium pozostawiło niektórym uczestnikom niedosyt.

Warsztaty rakietowe

Warsztaty te były skierowane do dzieci ze szkoły podstawowej z klas I-VI. Jako pierwsze budowę własnych rakiet rozpoczęły klasy pierwsze i drugie. Dzieci były bardzo zainteresowane i chętnie przystąpiły do prac nad konstruowaniem rakiet. Niemniej potrzebowały odrobiny pomocy rodziców (co samo w sobie było ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza, że niektórzy rodzice ?wkręcili się? bardziej niż dzieci). Współpraca dzieci i rodziców była szczególnie owocna. Prowadzący warsztaty planują kontynuować ją w przyszłości. Cele warsztatów zostały osiągnięte, ponieważ dzieci potrafią już wykonać prostą rakietkę, a dodatkowo zapoznały się ze zjawiskiem odrzutu, podjęły techniczne wyzwania manualne (cięcie pianki, używanie papieru ściernego to niecodzienne zadania w tym wieku) oraz ?oswoiły? i bawiły się z technologiami kosmicznymi. Ukoronowaniem warsztatów były starty zbudowanych rakiet.

Kraterowanie cieszyło się powodzeniem

Stoisko z pokazami kraterowania było przez dzieci oblegane. Dr Beata Dziak-Jankowska tłumaczyła, co się dzieje podczas upadku meteorytu czy planetoidy na Ziemię. I to przy pomocy zawartości kuchennych szafek w postaci mąki, kaszy manny czy ryżu, trzech płaskich mis i kilku rodzajów kamieni lub kulek z różnych materiałów. Pokaz cieszył się ogromnym powodzeniem, także podczas przerw, ponieważ wtedy można było samemu bezkarnie zanurzać ręce głównie w mące.

Podczas warsztatów dzieci i towarzyszący im rodzice nie tylko słuchali czy przyglądali się eksperymentom, ale brali również aktywny udział w kraterowaniu. Dzieci własnoręcznie tworzyły początkową gładką powierzchnię ciała niebieskiego, na który spadał deszcz meteorów tworzących kratery różnego rozmiaru w zależności od masy ciała (rodzaju oraz wielkości kulki) i prędkości (wysokości, z której rzucany był pocisk). Na obszary po dużym pocisku (na duży krater) spadały następnie małe pociski, tworząc małe kratery na większym śladzie. W ten sposób dzieci dowiadywały się na podstawie doświadczenia, który krater powstał wcześniej, a który później.

Pani dr Dziak-Jankowska razem z dziećmi tworzyła także hipotetyczne miasta na mące, a pocisk który lądował między domkami, rozsypywał mąkę w dużym promieniu, zasypując także domki dookoła. Dzieci dowiadywały się, że niebezpieczny dla otoczenia jest nie tylko obszar bezpośrednio uderzony przez meteoryt, ale także obszar znacznie większy, na który spadają odłamki ziemi wzniesionej przez pocisk.

Jak stworzyć kometę?

 

Warsztaty kometarne również wzbudziły liczne emocje. Prowadzący mgr Paweł Z. Grochowalski, ubrany w biały kitel i z goglami na twarzy, opowiadał najpierw o kometach, np. z czego są zbudowane, kiedy się narodziły, jak się poruszają, jaki wpływ miały na historię ludzkości oraz czy i jak mogą ginąć.

 

Następnie z pomocą asystenta tworzył na oczach widzów kometę z popiołu, wody, suchego lodu, amoniaku i odrobiny soku malinowego. Wszyscy uczestnicy pokazów byli pod wrażeniem. Kłęby białych oparów buchające z miski sprawiały czarodziejskie wrażenie. Zwłaszcza, że po chwili, po wymieszaniu wszystkich składników w misce, na stole pojawiła się gotowa kometa. Każde dziecko uczestniczące w pokazie chciało ją dotknąć i podmuchać na nią, aby zobaczyć jak rozwija warkocz.

Lem, Dragon i KRET czyli warsztaty CBK PAN

Centrum Badań Kosmicznych PAN wystawiło na pikniku lotny model pierwszego polskiego satelity naukowego BRITE-PL Lem, wydrukowany na drukarce 3D plastikową replikę  wyrzutnika Dragon z modelem satelity Heweliusz, model młotka kometarnego MUPUS oraz penetrator geologiczny KRET. Ponadto dzieci mogły otrzymać darmowe egzemplarze komiksów o wykorzystaniu technologii kosmicznych w codziennym życiu, sklejać modele satelity Lem czy modele robotów oraz pokolorować rysunki o tematyce kosmicznej. 

Największym zainteresowaniem cieszyła się prezentacja działania wyrzutnika Dragon czy opowieści o lotach kosmicznych i działaniu satelitów na orbicie okołoziemskiej, w tym pierwszych polskich satelitów naukowych Lem i Heweliusz. Odwiedzający stoisko dowiadywali się także o zastosowaniu penetratora geologicznego KRET, który jest urządzeniem przeznaczonym do pracy w warstwach podpowierzchniowych ciał Układu Słonecznego oraz o udziale CBK PAN w ponad 60 misjach kosmicznych, w tym o lądowaniu urządzeń zbudowanych w Instytucie na komecie, na Marsie czy na Tytanie, księżycu Saturna.

Dodatkową atrakcją była możliwość zrobienia sobie zdjęcia jako astronauta na zewnątrz Międzynawowej Stacji Kosmicznej.

Warsztaty SKA

Stoisko Studenckiego Koła Astronautycznego Politechniki Warszawskiej sąsiadowało ze stoiskiem CBK PAN i prezentowało kosmiczne osiągnięcia studentów, w tym model pierwszego polskiego satelity PW-Sat, rakiet Amelia i Meteor-1, łazika marsjańskiego Skarabeusz (brał udział w zawodach łazików marsjańskich na pustyni w Utah w 2009 roku), model pierwszego łazika Łunochoda, model ESEO (satelity z modułami do układania), gondol do lotów stratosferycznych z misji Światowid, czy stand ze zdjęciem astronauty.

 

Odwiedzający stoisko m.in. dowiadywali się jak buduje się rakietę, jakie paliwo wykorzystuje się do jej napędzania oraz jak wyglądała misja satelity PW-SAT, który miał testować sposób na pozbycie się kosmicznych śmieci.

 

Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się eksperymenty z kloszem próżniowym (np. zgnieciona butelka), które pozwalały pokazać wpływ różnicy ciśnień na przedmioty oraz  znaczenie powietrza i atmosfery otaczającej człowieka. Dodatkową atrakcją były sześciany magdeburskie, których nie dało się rozłączyć po wypompowaniu z nich powietrza.

 

Dzięki temu, że można było dotknąć każdy eksponat, stoisko przyciągało uwagę dzieci. Ale także i ich rodziców, którzy dość długo dociekali, jak działają wszelkie zaprezentowane urządzenia.

O astronomii z komputera

Dzięki tym warsztatom dzieci i dorośli mogli odbyć podróż w kosmos bez wychodzenia z klasy. Prowadzący warsztaty Marcin Nasiłowski korzystał z wirtualnego teleskopu czyli  programu WorldWide Telescope, który pozwala symulować planetarium i oglądać przepiękne zdjęcia różnych kosmicznych obiektów wykonanych m.in. przez teleskopy Hubble?a, Spitzera czy Chandra.

 

Uczestnicy warsztatów odbywali fantastyczną podróż w kosmos, w czasie której ?na żywo? mogli obejrzeć jak poruszają się planety w Układzie Słonecznym czy jak powstały gwiazdy oraz planety wokół nich w naszej galaktyce. Pokaz zrobił spore wrażenie na widzach.

Słońce w teleskopie

Początkowo niebo nie rozpieszczało uczestników pikniku. Niska podstawa chmur uniemożliwiała obserwacje Słońca. Na szczęście wiatr rozgonił chmury i dzieci oraz rodzice mogli rozpocząć obserwacje naszej dziennej gwiazdy. Ogromnym powodzeniem cieszyły się obserwacje plam na Słońcu.

 

Prowadzący warsztaty starali się przekazać także trochę teorii tak, aby dzieci i ich rodzice mogli zapoznać się z makietami Słońca i posłuchać o nim kilku ciekawych informacji. Wiadomości o Słońcu były połączone z informacjami o Układzie Słonecznym.

Warsztaty robotyczne

Dziś bez robotów nie można wyobrazić sobie eksploracji kosmosu. Zatem warsztaty robotyczne miały zachęcić dzieci do budowania i programowania robotów. Przy pomocy klocków Lego Mindstorm dzieci uczyły się, jak zbudować sprawnie działającego robota oraz jak prawidłowo wpisać w jego pamięć komendy, aby mógł wykonywać poprawnie polecenia w samodzielnej wyprawie pozaziemskiej.

W warsztatach prowadzonych przez inżynierów dra Tomasza Barcińskiego i Michała Getkę wzięli udział również rodzice. W końcu nie tylko dzieci chcą się pobawić robotami.

Starty rakiet

Cały piknik kosmiczny został zakończony z ?hukiem?, ponieważ wszyscy jego uczestnicy mogli wziąć udział w finałowych startach rakiet, zbudowanych wcześniej przez dzieci na warsztatach rakietowych. Była to ogromna frajda dla małych konstruktorów.  Wystartowały wszystkie zbudowane tego dnia rakiety. I wszystkie starty się udały, co dobrze świadczy o instruktorach oraz o małych konstruktorach. Rakiety leciały na kilka metrów w górę. Starty rakiet nie dość, że były efektowne, to jeszcze były bezpieczne. I dało ogromną radość wszystkim uczestnikom pikniku.

Działo się kosmicznie

 

Pomimo tego, że ?Kosmos wokół nas? trwał zaledwie 4 godziny, to zgromadził ogromną publiczność. Szacujemy, że wszystkie przygotowane atrakcje obejrzało ok. 1000 osób. Uczestniczący w pikniku byli zauroczeni kosmosem. I często pytali się, czy w kolejnym roku kosmos znów odwiedzi szkołę. Miejmy nadzieję, że tak.

 

Kontakt dla mediów:

Paweł Z. Grochowalski

Tel. 512-251-335

E-mail: [email protected]

http://orion.pta.edu.pl/spotkanie-z-kosmosem-na-bialolece-przyciagnelo-tlumy

I rakieta poszła! - Robimy kometę - Każdy może być astronautą -

Konstruowanie rakiety - Kometa gotowa -  Obserwacje Słońca

 

post-31-0-42812000-1434092068.jpg

post-31-0-42868000-1434092077_thumb.jpg

post-31-0-92637900-1434092087_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szczegółowe w historii zdjęcie powstawania gwiazd w odległym Wszechświecie

ALMA Long Baseline Campaign dostarczyła bardzo szczegółowego zdjęcia odległej galaktyki soczewkowanej grawitacyjnie. Fotografia pokazuje powiększony obraz obszarów gwiazdotwórczych w galaktyce, z poziomem detali, którego jak dotąd nie uzyskiwano dla tak odległych obiektów. Nowe obserwacje są znacznie dokładniejsze niż wykonywane za pomocą należącego do NASA/ESA Kosmicznego Teleskopu Hubble?a i ukazują zgęszczenia gwiazdotwórcze w galaktyce będące odpowiednikami olbrzymich wersji Mgławicy w Orionie.

ALMA Long Baseline Campaign wykonała niesamowite obserwacje i zgromadziła niespotykanie szczegółowe informacje na temat mieszkańców pobliskiego i dalekiego Wszechświata. Obserwacje wykonano pod koniec 2014 r. jako część kampanii skierowanej na odległa galaktykę o nazwie HATLAS J090311.6+003906, znaną także jako SDP.81. Światło pochodzące od galaktyki dostało się pod wpływ kosmicznego efektu zwanego soczewkowaniem grawitacyjnym. Wielka galaktyka znajdująca się pomiędzy SDP.81, a ALMA [1], działa jak soczewka, zaburzając światło odleglejszej galaktyki i tworząc prawie idealny przykład zjawiska określanego przez naukowców jako pierścień Einsteina [2].

Co najmniej siedem grup naukowców [3] niezależnie analizowało dane ALMA związane z SDP.81. Ta nawałnica publikacji naukowych ujawniła niespodziewane informacje na temat galaktyki, ukazując szczegóły jej struktury, zawartości, ruchu i innych charakterystyk fizycznych.

ALMA działa jako interferometr. Mówiąc prostymi słowami, sieć wielu anten pracuje w idealnej synchronizacji, aby zbierać światło jako gigantyczny wirtualny teleskop [4]. W efekcie nowe obrazy SDP.81 mają rozdzielczość do 6 razy lepszą [5] niż wykonane w podczerwieni przez należący do NASA/ESA Kosmiczny Teleskop Hubble?a.

Skomplikowane modele astronomiczne ujawniły nigdy wcześniej nie obserwowaną, drobną strukturę w SDP.81, w formie pyłowych obłoków, które są uznawane za magazyny zimnego gazu molekularnego ? miejsca narodzin gwiazd i planet. Modele te były w stanie skorygować zaburzenia wytworzone przez powiększającą soczewkę grawitacyjną.

Dzięki temu obserwacje ALMA są tak ostre, że badacze mogą zobaczyć w galaktyce obszary powstawania gwiazd aż do rozmiarów około 200 lat świetlnych, co odpowiada gigantycznych wersjom Mgławicy w Orionie. W obszarach tych, na drugim końcu Wszechświata, produkowane jest tysiące razy więcej nowych gwiazd. Po raz pierwszy zjawisko tego rodzaju zostało dostrzeżone w tak dużej odległości.

?Zrekonstruowany obraz galaktyki z ALMA jest spektakularny? mówi Rob Ivison, współautor dwóch z publikacji i Dyrektor Naukowy ESO. ?Olbrzymia powierzchnia zbiorcza ALMA, wielka separacja pomiędzy antenami oraz stabilna atmosfera nad pustynią Atakama, prowadzą do znakomitych detali zarówno na zdjęciach, jak i w widmach. Oznacza to, że mamy bardzo czułe obserwacje, a także informacje w jaki sposób różne części galaktyki się poruszają. Możemy badać galaktyki na drugim końcu Wszechświata, gdy łączą się i tworzą olbrzymią liczbę gwiazd. To właśnie tego typu sprawy zajmują mnie codziennie rano!?

Korzystając z informacji widmowych zebranych przez ALMA, astronomowie zmierzyli także w jaki sposób odległa galaktyka się obraca oraz oszacowali jej masę. Dane pokazały, że gaz w galaktyce jest niestabilny ? zgęszczenia zapadają się do środka i zapewne zamienią się w przyszłości w nowe, gigantyczne obszary gwiazdotwórczy

Warto zaznaczyć, że modelownie efektów soczewkowania wskazuje także na występowanie supermasywne czarnej dziury w centrum bliższej galaktyki soczewkującej [6]. Centralna część odległej SDP.81 jest zbyt słaba, aby ją wykryć, co prowadzi do wniosku, że bliższa galaktyka posiada supermasywne czarną dziurę o masie 200-300 milionów mas Słońca.

Liczba publikacji korzystających pojedynczego zestawu danych ALMA pokazuje emocje wytworzone przez potencjał wysokiej rozdzielczości sieci i moc zbierania promieniowania. Pokazuje także w jaki sposób ALMA pozwoli astronomom dokonywać kolejnych odkryć w najbliższych latach, dotyczących jeszcze większej liczby pytań na temat natury odległych galaktyk.

Uwagi

[1] Soczewkowana galaktyka jest widziana w czasie gdy Wszechświat miał zaledwie 15 procent swojego obecnego wieku, około 2,4 miliarda lat po Wielkim Wybuchu. Światło potrzebowało ponad dwa razy więcej czasu niż wiek Ziemi, aby do nas dotrzeć (11,4 miliarda lat), omijając po drodze bliższą, masywną galaktykę, znajdującą się względnie blisko, bo cztery miliardy lat świetlnych od nas.

[2] Soczewkowanie grawitacyjne zostało przewidziane przez Alberta Einsteina jako część jego ogólnej teorii względności. Teoria ta wyjaśnia nam w jaki sposób obiekty zakrzywiają czasoprzestrzeń. Pozwala to szczególnie masywnych obiektom ? olbrzymim galaktykom i gromadom galaktyk ? na działanie jak kosmiczne szkła powiększające. Pierścień Einsteina jest specjalnym rodzajem soczewki grawitacyjnej, w której Ziemia, bliższa galaktyka soczewkująca oraz dalsza galaktyka sozczewkowana są ułożone idealnie w linii, co tworzy harmonijne zaburzenie w postaci pierścienia światła. Zjawisko to zostało zilustrowane na Filmie A.

[3] Skład zespołów naukowych został podany poniżej.

[4] Zdolność ALMA do dostrzegania najdrobniejszych detali jest osiągana gdy anteny znajdują się w swoim najszerszym rozstawieniu, w odległości do 15 kilometrów. Dla porównania, wcześniejsze obserwacje soczewek grawitacyjnych wykonane za pomocą ALMA były przeprowadzone w znacznie bardziej zwartej konfiguracji, z separacją zaledwie około 500 metrów. Można je zobaczyć tutaj.

[5] W danych można zmierzyć szczegóły aż do 0,0234 sekundy łuku (czyli 23 milisekund łuku). Galaktyka ta była obserwowana przez Teleskop Hubble?a w bliskiej podczerwieni z rozdzielczością około 0,16 sekundy łuku. Należy zwrócić jednak uwagę, że na krótszych falach Teleskop Hubble?a może osiągnąć rozdzielczość w bliskim ultrafiolecie do 0,022 sekundy łuku. Z kolei zdolność rozdzielcza ALMA może być ustawiana w zależności od rodzaju obserwacji poprzez przesuwanie anten dalej lub bliżej od siebie. W przypadku opisywanych obserwacji użyte zostało najszersze rozstawienie, co dało najlepszą możliwą rozdzielczość.

[6] Obrazy z ALMA w wysokiej rozdzielczości pozwalają naukowcom na spojrzenie w centralne obszary odległej galaktyki, które powinny pojawić się w centrum pierścienia Einsteina. Jeśli bliższa galaktyka posiada supermasywną czarną dziurę w swoim centrum, to centralny obraz staje się słabszy. Słabość centralnego obrazu wskazuje na to jaka jest supermasywna czarna dziura w bliższej galaktyce.

Więcej informacji

Wyniki badań zaprezentowano w ośmiu publikacjach, które wkrótce się ukażą. Poniżej podano skład zespołów badawczych.

http://arxiv.org/abs/1503.07605

Yoichi Tamura (The University of Tokyo), Masamune Oguri (The University of Tokyo), Daisuke Iono (National Astronomical Observatory of Japan/SOKENDAI), Bunyo Hatsukade (National Astronomical Observatory of Japan), Yuichi Matsuda (National Astronomical Observatory of Japan/SOKENDAI), and Masao Hayashi (National Astronomical Observatory of Japan).

http://arxiv.org/abs/1503.08720

Simon Dye (University of Nottingham), Christina Furlanetto (University of Nottingham; CAPES Foundation, Ministry of Education of Brazil, Brazil), Mark Swinbank (Durham University), Catherine Vlahakis (Joint ALMA Observatory, Chile; ESO, Chile), James Nightingale (University of Nottingham), Loretta Dunne (University of Canterbury, New Zealand; Institute for Astronomy [ifA], Royal Observatory Edinburgh), Steve Eales (Cardiff University), Ian Smail (Durham), Ivan Oteo-Gomez (IfA, Edinburgh; ESO, Germany), Todd Hunter (National Radio Astronomy Observatory, Charlottesville, Virginia, USA), Mattia Negrello (INAF, Osservatorio Astronomico di Padova, Vicolo Osservatorio, Padova, Italy), Helmut Dannerbauer (Universitat Wien, Vienna, Austria), Rob Ivison (IfA, Edinburgh; ESO, Germany), Raphael Gavazzi (Universite Pierre et Marie Curie, Paris), Asantha Cooray (California Institute of Technology, USA) and Paul van der Werf (Leiden University, The Netherlands).

http://arxiv.org/abs/1505.05148

Mark Swinbank (Durham University), Simon Dye (University of Nottingham), James Nightingale (University of Nottingham), Christina Furlanetto (University of Nottingham; CAPES Foundation, Ministry of Education of Brazil, Brazil), Ian Smail (Durham), Asantha Cooray (California Institute of Technology, USA), Helmut Dannerbauer (Universitat Wien, Vienna, Austria), Loretta Dunne (University of Canterbury, New Zealand; Institute for Astronomy [ifA], Royal Observatory Edinburgh), Steve Eales (Cardiff University), Raphael Gavazzi (Universite Pierre et Marie Curie, Paris), Todd Hunter (National Radio Astronomy Observatory, Charlottesville, Virginia, USA), Rob Ivison (IfA, Edinburgh; ESO, Germany), Mattia Negrello (INAF, Osservatorio Astronomico di Padova, Vicolo Osservatorio, Padova, Italy), Ivan Oteo-Gomez (IfA, Edinburgh; ESO, Germany), Renske Smit (Durham), Paul van der Werf (Leiden University, The Netherlands), and Catherine Vlahakis (Joint ALMA Observatory, Chile; ESO, Chile),

http://arxiv.org/abs/1503.05558

Kenneth C. Wong (Institute of Astronomy and Astrophysics, Academia Sinica (ASIAA), Taipei, Taiwan), Sherry H. Suyu (ASIAA, Taiwan), and Satoki Matsushita (ASIAA, Taiwan)

http://arxiv.org/abs/1503.07997

Bunyo Hatsukade (National Astronomical Observatory of Japan, Tokyo, Japan) Yoichi Tamura (Institute of Astronomy, University of Tokyo, Tokyo, Japan), Daisuke Iono (National Astronomical Observatory of Japan; The Graduate University for Advanced Studies [sOKENDAI], Tokyo, Japan), Yuichi Matsuda (National Astronomical Observatory of Japan), Masao Hayashi (National Astronomical Observatory of Japan), Masamune Oguri (Research Center for the Early Universe, University of Tokyo, Tokyo, Japan; Department of Physics, University of Tokyo, Tokyo, Japan; Kavli Institute for the Physics and Mathematics of the Universe [Kavli IPMU, WPI], University of Tokyo, Chiba, Japan)

http://arxiv.org/abs/1503.02652

The ALMA Partnership, C. Vlahakis (Joint ALMA Observatory [JAO]; ESO) , T. R. Hunter (National Radio Astronomy Observatory [NRAO]), J. A. Hodge (NRAO) , L. M. Pérez (NRAO) , P. Andreani (ESO), C. L. Brogan (NRAO) , P. Cox (JAO, ESO) , S. Martin (Institut de Radioastronomie Millimétrique [iRAM]) , M. Zwaan (ESO) , S. Matsushita (Institute of Astronomy and Astrophysic, Taiwan) , W. R. F. Dent (JAO, ESO), C. M. V. Impellizzeri (JAO, NRAO), E. B. Fomalont (JAO, NRAO), Y. Asaki (National Astronomical Observatory of Japan; Institute of Space and Astronautical Science (ISAS), Japan Aerospace Exploration Agency [JAXA]) , D. Barkats (JAO, ESO) , R. E. Hills (Astrophysics Group, Cavendish Laboratory), A. Hirota (JAO; National Astronomical Observatory of Japan), R. Kneissl (JAO, ESO), E. Liuzzo (INAF, Istituto di Radioastronomia), R. Lucas (Institut de Planétologie et d?Astrophysique de Grenoble) , N. Marcelino (INAF), K. Nakanishi (JAO, National Astronomical Observatory of Japan), N. Phillips (JAO, ESO), A. M. S. Richards (University of Manchester), I. Toledo (JAO), R. Aladro (ESO), D. Broguiere (IRAM), J. R. Cortes (JAO, NRAO), P. C. Cortes (JAO, NRAO), D. Espada (ESO, National Astronomical Observatory of Japan), F. Galarza (JAO), D. Garcia-Appadoo (JAO, ESO), L. Guzman-Ramirez (ESO), A. S. Hales (JAO, NRAO) , E. M. Humphreys (ESO) , T. Jung (Korea Astronomy and Space Science Institute) , S. Kameno (JAO, National Astronomical Observatory of Japan) , R. A. Laing (ESO), S. Leon (JAO,ESO) , G. Marconi (JAO, ESO) , A. Mignano (INAF) , B. Nikolic (Astrophysics Group, Cavendish Laboratory), L. A. Nyman (JAO, ESO), M. Radiszcz (JAO), A. Remijan (JAO, NRAO), J. A. Rodón (ESO), T. Sawada (JAO, National Astronomical Observatory of Japan), S. Takahashi (JAO, National Astronomical Observatory of Japan), R. P. J. Tilanus (Leiden University), B. Vila Vilaro (JAO, ESO), L. C. Watson (ESO), T. Wiklind (JAO, ESO), Y. Ao (National Astronomical Observatory of Japan) , J. Di Francesco (National Research Council Herzberg Astronomy & Astrophysics), B. Hatsukade (National Astronomical Observatory of Japan), E. Hatziminaoglou (ESO), J. Mangum (NRAO), Y. Matsuda (National Astronomical Observatory of Japan), E. Van Kampen (ESO), A. Wootten (NRAO), I. De Gregorio-Monsalvo (JAO, ESO), G. Dumas (IRAM), H. Francke (JAO), J. Gallardo (JAO), J. Garcia (JAO), S. Gonzalez (JAO), T. Hill (ESO), D. Iono (National Astronomical Observatory of Japan), T. Kaminski (ESO), A. Karim (Argelander-Institute for Astronomy), M. Krips (IRAM), Y. Kurono (JAO, National Astronomical Observatory of Japan) , C. Lonsdale (NRAO), C. Lopez (JAO), F. Morales (JAO), K. Plarre (JAO), L. Videla (JAO), E. Villard (JAO, ESO), J. E. Hibbard (NRAO), K. Tatematsu (National Astronomical Observatory of Japan)

http://arxiv.org/abs/1503.02025

M. Rybak (Max Planck Institute for Astrophysics), J. P. McKean (Netherlands Institute for Radio Astronomy; University of Groningen) S. Vegetti (Max Planck Institute for Astrophysics), P. Andreani (ESO) and S. D. M. White (Max Planck Institute for Astrophysics)

http://arxiv.org/abs/1506.xxxxx

M. Rybak (Max Planck Institute for Astrophysics), S. Vegetti (Max Planck Institute for Astrophysics), J. P. McKean (Netherlands Institute for Radio Astronomy; University of Groningen), P. Andreani (ESO) and S. D. M. White (Max Planck Institute for Astrophysics)

Publikacje naukowe

? http://arxiv.org/abs/1503.07605

? http://arxiv.org/abs/1503.08720

? http://arxiv.org/abs/1505.05148

? http://arxiv.org/abs/1503.05558

? http://arxiv.org/abs/1503.07997

? http://arxiv.org/abs/1503.02652

? http://arxiv.org/abs/1503.02025

Źródło: ESO | Tłumaczenie: Krzysztof Czart

http://orion.pta.edu.pl/najbardziej-szczegolowe-w-historii-zdjecie-powstawania-gwiazd-w-odleglym-wszechswiecie

 

post-31-0-44213000-1434092177_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronomiczny sukces gimnazjalistek z Pokoju

Autor: Jarosław Staśkiewicz

Uczennice zdobyły grand prix w ogólnopolskim konkursie "Nasza przygoda z astronomią" organizowanym przez fachowe czasopismo Urania. W nagrodę szkoła otrzymała teleskopy ufundowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Nagrody, wśród których była także fachowa literatura, wręczył dziś dr hab. Maciej Mikołajewski, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, jednocześnie redaktor naczelny Uranii.

- Wiele szkół zaprezentowało interesujące prace i różnorodną działalność związaną z astronomią, ale w projekcie z Pokoju widać prawdziwą pasję badawczą - podkreślał naukowiec, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Astronomicznego.

- Niektóre z prac, w szczególności ta Niny Bąkowskiej, są po prostu pracami naukowymi. Samodzielnie wymyślone oryginalne zagadnienie badawcze, podjęty problem i próba jego rozwiązania - jak na uczniowskie możliwości gimnazjalistki - w sposób fenomenalny - chwalił astronom.

Nina przeprowadziła unikatowe badanie pływów w Zatoce Gdańskiej i udowodniła, że na Bałtyku również występuje podnoszenie i opadanie poziomu wody w zależności od faz Księżyca.

Długo myślałam nad tematem, początkowo szukałam daleko: galaktyki, gwiazdy, mgławice, ale potem patrzę: mamy tak blisko swój Księżyc i dlaczego o nim nie napisać? - opowiadała gimnazjalistka. - Wiadomo, że jest związek między Księżycem a pływami, ale jaki to jest związek i czy można coś jeszcze udowodnić - to było celem mojej pracy.

 

Współautorkami sukcesu są też uczennice: Dominika Kowalska, Sara Scheitza, Justyna Stiler i Teresa Walas. Zainteresowanie astronomią wszczepiła im Marzena Draszczuk, nauczycielka fizyki w gimnazjum w Pokoju, dzięki której szkoła należy do Wirtualnej Akademii Astronomii.

 

- Zaczęło się od przypadku: musiałyśmy przygotować jakiś projekt, a pani Marzena Draszczuk zaproponowała właśnie prace z astronomii - mówiły dziewczęta. - Tak nam się to spodobało, że nie zamierzamy przestać.

 

Swój udział w sukcesie ma również dr Katarzyna Książek z Uniwersytetu Opolskiego. - Opolszczyzna pokazała się w naszym konkursie w sposób wyjątkowy i to zawdzięczamy właśnie aktywności UO, a w szczególności pani Kasi, która jest pasjonatką i podjęła się misji upowszechniania astronomii - zaznaczał dr Mikołajewski.

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=%2F20150611%2FPOWIAT06%2F150619903

W pracach uczennic z Pokoju widać prawdziwą pasję badawczą - chwalił zwycięską szkołę dr Maciej Mikołajewski (z lewej). Obok autorki sukcesu ze swoją nauczycielką oraz dr Katarzyną Książek z Uniwersytetu Opolskiego. (fot. Jarosław Staśkiewic

 

post-31-0-44851800-1434093852_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15-latek odkrył nową planetę
 
post-2739-0-22383900-1434129703.jpg
Cosmos: An artist?s impression of Tom Wagg's planet, WASP-142b
 
Odkrywca nowej planety współpracował z Uniwersytetem w Keele. Dwa lata temu analizował dane zebrane z teleskopów (w ramach programu WASP) rozsianych po RPA. Jego uwagę zwrócił obiekt, który był znacznie jaśniejszy od innych.
Dopiero teraz okazało się, że mikroskopijna plama, to w rzeczywistości oddalona o ok. 1000 lat świetlnych planeta, która już zyskała nazwę ? WASP-142b. No odkryty obiekt znajduje się w południowej konstelacji Hydra.
 
Mimo że odkryto już setki nowych planet, to Tom Wagg jest prawdopodobnie najmłodszą osobą, która znalazła nowy obiekt w Kosmosie.
 
Co to jest system WASP?
Nastolatek miał możliwość odkrycia nowej planety dzięki specjalnemu programowi WASP. Polega on na tym, że wszystkie dane zebrane z wielu teleskopów rozmieszczonych w różnych miejscach na świecie, przesyłane są na jeden serwer.
 
Dzięki współpracy z uniwersytetem Keele, Tom Wagg miał dostęp do głównej bazy informacji. ? Jestem bardzo zdziwiony, że udało mi się odnaleźć planetę tak bardzo oddaloną od naszej Ziemi ? powiedział młody odkrywca.
 

 

  • Like 2

pozdrawiam Radek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drony pomogą w kalibracji radioteleskopów

Drony, czyli bezzałogowe statki latające, ostatnio stają się coraz bardziej powszechne i znajdują zastosowanie w wielu różnych sferach naszego życia. Zwykle kojarzą się nam z filmowaniem miejsc czy wydarzeń z dotąd trudno dostępnej perspektywy. Ale na tym nie koniec. Pojawiają się pomysły by użyć ich np. do dostarczania pizzy czy też podczas polowania na huragany. Astronomowie również znaleźli dla nich zastosowanie.

Naukowcy wykorzystali drony do wykonania precyzyjnej kalibracji radioteleskopów. Czasza radioteleskopu, choć wykonana z bardzo dobrą precyzją, zawsze zniekształca sygnał i powoduje, że w obserwacjach pojawiają się zburzenie pierwotnego obrazu. Każdy radioteleskop posiada tzw. wiązkę, która zwykle w centrum posiada wysoki pik, zaś po obu stronach piku pojawiają się tzw. listki boczne. Przykład takiej wiązki widoczny jest na górze po prawej. Wiązka radioteleskopu to obraz jaki uzyskujemy w odbiorniku, jeśli teleskop patrzyłby na obiekt o nieskończenie małym rozmiarze, czyli tzw. obiekt punktowy.

Przez lata rozwoju radioastronomii badacze nauczyli się jak usuwać z obserwacji sztuczny sygnał pochodzący z niedoskonałej wiązki, jednak do tego celu potrzebna jest bardzo dobra znajomość jej kształtu. Jest to istotne ponieważ większość obserwacji dotyczy słabych sygnałów, które jednocześnie wymagają dobrego stosunku sygnału do szumu i często zaburzenia pochodzące od wiązki instrumentu mogą generować sztuczne wyniki.

Dotychczas wykorzystywano wiele różnych sposobów na poznanie kształtu wiązki anteny. Jednym z najpopularniejszych jest wykorzystanie Słońca lub innych jasnych obiektów, jak np. pozostałości po wybuchu supernowej Kasjopeja A. Zwykle wykonuje się to w taki sposób, że teleskop ustawia się w jeden punkt na niebie i pozwala się źródłu przesuwać się wraz z obrotem nieba przed czaszą teleskopu. Ponieważ potrafimy wyliczyć gdzie w danej chwili dokładnie znajduje się obiekt, to na tej podstawie wyznaczany jest dokładny rozkład wiązki radioteleskopu. Niestety ta metoda ma jedną zasadniczą wadę - jasność Słońca (czy innego obiektu stronomicznego) ciągle się zmienia i naukowcy nie potrafią powiedzieć dokładnie ile w danej chwili wynosiła jego jasność. By rozwiązać ten problem badacze wpadli na pomysł by wykorzystać do tego celu krążące wokół Ziemi sztuczne satelity, które wysyłają sygnały radiowe. Niestety ta metoda również nie jest pozbawiona wad. Po pierwsze sygnały te nie do końca nadają się do kalibracji anten radiowych, po drugie wysyłane są na częstotliwościach, które w astronomii są rzadko używane. Rozwiązaniem łączącym zalety obu metod wydaje się być użycie dronów, które emitowałyby stały sygnał na właściwej częstotliwości o odpowiedniej do kalibracji anten mocy.

Autorzy pomysłu opisują swoje doświadczenia z użycia hexakoptera (zdj. poniżej), który został wyposażony w GPS, wysokościomierz oraz generator sygnału. GPS i wysokościomierz pozwalają na określenie pozycji geograficznej drona z dokładnością do kilku metrów i wysokości z dokładnością 10 cm. Dron został zaprogramowany tak, aby trasa lotu pokryła siatkę o szerokości i długości 75 metrów (dokładną trasę można zobaczyć na zdj. na samym dole). Na podstawie analizy sygnału odebranego przez radioteleskop udało się wyznaczyć wiązkę radioteleskopu, która widoczna jest powyżej po lewej stronie. Poziom detali w wiązce uzyskanej przy pomocy drona znacznie przewyższa tą uzyskaną w oparciu o obserwacje Słońca, co oznacza, że nowa metoda daje dużo lepszą dokładność kalibracji.

Potencjał dronów do kalibracji anten radiowych wydaje się być ogromny, jednak nowa metoda wymaga jeszcze dopracowania. Obecnie dostępne drony mogą być użyte tylko do małych czasz (o średnicy do 8 metrów) ponieważ większe czasze wymagają, aby dron leciał na wyższej wysokości. Autorzy pomysłu rozważają jednak możliwość użycia bardziej złożonych modeli, które pozwoliłby rozwiązać ten problem.

 

Artykuł: Beam calibration of radio telescopes with drones

http://arxiv.org/abs/1505.05885

Hubert Siejkowski | Źródło: http://astrobites.org/2015/06/02/drones

 

http://orion.pta.edu.pl/drony-pomoga-w-kalibracji-radioteleskopow

Po lewej: Dwuwymiarowa wiązka 5-metrowego radioteleskopu w Belien Observatory. Źródło: Chang et al. 2015

Po prawej: Schemat czaszy radioteleskopu z zaznaczoną wiązką. Źródło: Landen et al. 2009.

Zdjęcie hexakoptera użytego w przy kalibracji radioteleskopu.

Źródło: Chang et al. 2015

Trasa przelotu drona. Po lewej planowana trasa lotu, zaś po prawej faktyczna trasa. Czarne kółko na środku lewego rysunku odpowiada czaszy radioteleskopu. Źródło: Chang et al. 2015

post-31-0-56280000-1434178242_thumb.jpg

post-31-0-43435300-1434178251.jpg

post-31-0-41213700-1434178263_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)